Prawdodziejka- Suzan Dennard

"Gdy tylko zaczęli tańczyć, Merik zorientował się, że popełnił błąd.
Liczył na to, że nauczy tę dziewczynę jakiś manier- miała przecież być
domną, nie mogła się więc zachowywać jak jakiś uliczny łobuz- sądził,
że taniec sprawi, iż nieco złagodnieje. Wyszło jednak na to, że zwyczajnie
się wygłupił- ta pyskata domna okazała się o wiele lepszą tancerką, niż
się spodziewał. Nie tylko znała tanto na cztery, nubreveński taniec, którego
wykonanie wymagało sporych umiejętności i kondycji- ale była w nim dobra.
Cholernie dobra."

Książka, od której oczekiwałam bardzo dużo okazała się być dobrą książką oraz jednocześnie złą książką. Czy zatem warto sięgać po taki tytuł, który według mnie ma w sobie wiele sprzeczności? To chyba zależy od tego, czy pewne szczegóły będą Was tak bardzo irytowało jak mnie, czy raczej skupicie się na fabule. Zapoznajcie się z moją opinią.

Po "Prawdodziejkę" sięgnęłam, ponieważ:
1.Okładka w Internecie wyglądała fenomenalnie
2.Była dość bardzo reklamowana
3.Poleca ją sama Sara J.Maas(moja ulubiona autorka)
4.Ma dość ciekawy opis

Wiecie co z tego wyszło? Całkiem skrajne emocje, przez które długo zastanawiałam się co napisać Wam o tej książce bez spoilerowania jej. Na początku miał być na nią tylko czysty hejt, ale po skończeniu całej tej lektury stwierdziłam, że nie mogę. Ten tytuł zasłużył na to, by napisać o niej coś więcej.


Gdy książka do mnie dotarła okazało się, że okładka jest tak samo piękna jak grafika internetowa. Już po przeczytaniu kilku pierwszych stron możemy się dowiedzieć, że postacią z okładki jest Safiya, jedna z głównych bohaterek. W tle widać również statek, na którym rozgrywa się duża część wydarzeń. Także wszystko ładnie, estetycznie i na temat! Książka była często udostępniana przez wydawnictwo oraz różne księgarnie,  cytaty dość mocno zachęcały, więc byłam nieźle nabuzowana, by jak najszybciej ją przeczytać. Później przeczytałam kilka średnio pozytywnych recenzji na jej temat i ten zapał zmalał, więc książka leżała jakiś miesiąc na półce i cierpliwie czekała.

Ale! Zaczęłam czytać ją w zeszły piątek i skończyłam w niedzielę. Piątek był straszny i pierwsze 100 stron książki również było straszne. Jedyne, co skłoniło mnie, aby nie odłożyć jej całkowicie to przeczytanie podziękowań z końca książki. Jak się okazało (czego wcześniej nie wiedziałam!) to polecenie tej książki przez S.J.Maas i umieszczenie go na przedzie okładki nie jest takim przypadkiem. Autorki przyjaźnią się ze sobą i udzielają wspólnie rad na temat pisania książek. A więc pomyślałam, że dam szansę jeszcze tej książce i tej autorce. I było raczej warto, bo książka się rozkręciła, a ja nie żałuję, że ją przeczytałam. Później już naprawdę czytało się ją miło i bez jakiś wielkich problemów.

FABUŁA i TREŚĆ, czyli strefa plusów i minusów. Duże rozróżnienie tego, co fajne, a co nie fajne istnieje wraz z upływem kolejnych stron. Jak wspomniałam najgorszy jest początek książki, w którym widać jeszcze pewne braki umiejętności pisarskich autorki. Miałam wrażenie, że cały czas wahała się, czy bardziej pisać dialogi, opisywać otoczenie, czy tłumaczyć czytelnikowi rzeczywistość. Największym minusem było to, że autorka strasznie mało opisała tego jak ten świat funkcjonuje i sama musiałam się wiele domyślać. Używa słów takich jak domna, więziodziejka, sercowięź i tak dalej. Nie wiadomo jednak jak dokładnie one powstają, ile takich więzi ma jeden człowiek (czy jest to osoba "jedna na milion", czy jednak każdy może mieć parę więzi). Ja jestem takim typem, że lubię wiedzieć wszystko i rozumieć każdy aspekt książki, więc brakowało mi tej precyzji.

Domna jak zrozumiałam to status społeczny osoby, która rządzi jakimś terytorium. Ale pojawiają się też książęta i nie za bardzo autorka wyjaśniła jak i czym różnią się te stanowiska. Po prostu pierwsze strony czytało się ciekawie, ale przy kilki zdaniach musiałam się zatrzymać i zadać sobie pytanie "ale o co dokładniej tutaj chodzi?". Także jak dla mnie tej książce brakuje trochę bardziej szczegółowych opisów. Fabuła jest dość fajna, rozwija się z upływem książki i odrywa przed nami różne intrygi i powiązania bohaterów. Pod tym kątem polecam przeczytać, bo jednak łatwo wchodzi się w ten świat i ja byłam mimo  wszystko zaciekawiona "co dalej". No i jest mapka! To wielki plus, uwielbiam mapki w książkach. 

Jak sobie tak teraz pomyślę to bohaterka Safiya jest bardzo podobna do Cealeny ze "Szklanego Tronu". Waleczna, pyskata, jak się okazuje księżniczka, ale też umie tańczyć i w tym wszystkim jest wrażliwa. Mam trochę wrażenie, że tutaj Suzan się troszkę inspirowała na książkach swojej przyjaciółki Sary. Safi ma też przyjaciółkę Iseult (tak w ogóle jakoś ciężko mi się czytało w myślach niektóre imiona tych bohaterów, szczególnie Iseult. Ja odczytałam to dla uproszczenia jako ISET). Obie postacie są bardzo pozytywne i posiadają takie charaktery, że miło się to czyta. I jednak ZNOWU MINUS- nie dość, że na początku autorka usilnie próbuje opisywać te postacie na zasadzie ogień/woda (Safi jest rozstrzepana, a Iseult zwykle skupiona) to później robi jedną z gorszych rzeczy jakie można spotkać. Narracja odbywa się w tej książce jak chce. Raz opisuje z punktu widzenia Safi, raz Iseult, raz Merik. Nie byłoby to takie złe, gdyby nie to że nie ma czasami ŻADNEGO podziału. Bywa tak, że mamy dialog obecnie opisywanej postaci, a nagle zdanie dalej już mamy narrację innej osoby. Strasznie mnie to denerwowało. Mogło to być chociaż rozdzielone rozdziałami, albo jakimiś odstępami w tekście. 

Reszta bohaterów jest opisana dość dobrze i "obsada" świetnie pasuje do opisywanych wydarzeń. Ja byłam nieco zawiedziona, że Safi nie poniosła jednak wielka miłość i tak naprawdę z ciekawszych scenek flircików były może dwie. Ale to zdecydowanie plus dla osób, które wolą akcje. Wydaje mi się, że ten wątek autorka poruszy w następnym tomie.

Książka ma naprawdę dużo minusów, więc niestety nie da się tu tylko zachwalać. Mimo wszystko polecam. Nie będę się zarzekać, że spodoba się ona większości z Was, ale ja będę czekać na kolejną część. Wydaje mi się, że możemy mieć do czynienia z autorką, która ma fajne pomysły, fajną fabułę, ale po prostu jeszcze się uczy i będzie się rozwijać. Także jak czekam na "Wiatrodzieja" i dalsze losy tych bohaterów.

"A potem na pierwszy plan wysunęła się pojedyncza, jasna myśl:
Gdybyś tylko zechciała, Safiyo, mogłabyś ukształtować świat na nowo.
To były słowa wuja Erona, a Safi uświadomiła sobie niemal prychając
śmiechem- że miał rację."

9 komentarzy:

  1. Lubię poznawać nowe światy tworzone przez autorów, ale jeśli faktycznie potrafią wszystko dobrze wyjaśnić, lubię wszystko wiedzieć ;) , wtedy czuję się pewnie szkoda że nie zawsze udało się to autorce opisać. Jednak świat wydaje się ciekawy miejmy nadzieje ze z książki na książkę się rozwinie bo potencjał ma całkiem fajny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli mamy podobnie, świat dobrze wyjaśniony to połowa sukcesu!

      Usuń
  2. Miałam podobnie jak Ty oczekiwania w związku z tą książką, ale niestety fabuła nie do końca sprostała moim oczekiwaniom. Czekam na drugą część i nie czekam. Sama nie wiem czy sięgnę czy będzie to jednak strata czasu. Czas pokaże... :)
    zapraszam do mnie: aga-zaczytana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kupię ją dla zasady. Na ogół jak zaczynam już jakąś serię to zawsze kupuję jej kolejne części :D

      Usuń
  3. Świetna recenzja, jak zawsze mam wrażenie, że przelewasz moje myśli na bloga!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawi mnie odkąd abookutopia zachwalała na yt. Ale jak to ja, czekałam na polską premierę, a od samego początku książka leży na półce dalej nieprzeczytana. Brawo ja XD

    Pozdrawiam ;)
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam dokładnie to samo! Kupiłam chyba nawet przed premierą, a leżała do tej pory :D

      Usuń
  5. Mnie książka się podobała, ale nie podchodzę do niej jakoś bardzo entuzjastycznie. Przede wszystkim również uważam, że autorka mogła bardziej skupić się na kreacji świata przedstawionego, ponieważ opisała go bardzo pobieżnie. Rzeczywiście Cealena i Safi są podobne, ale ogólnie "Szklany Tron" i "Prawdodziejka" mają wiele cech współnych. No cóż, w końcu autorki to przyjaciółki. Dlatego też nie ufam rekomendacjom okładkowym ;)
    Pozdrawiam!
    Zaksiążkowana

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy pierwszy raz usłyszałam o książce, bardzo chciałam ją przeczytać. Jedna z recenzentek na yt ogromnie zachwalała tę książkę. Potem zaczęły pojawiać się niezbyt dobre opinie. Postanowiłam nie sięgać po "Prawdodziejkę" i twoja recenzja mnie w tym utwierdziła. Pozdrawiam!
    PS Sarah J. Mass to jedna z moich ulubionych pisarek😄

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2014 Iskierka czyta , Blogger