Egomaniac- Vi Keeland
„- Czy ty właśnie gapiłeś się na mój tyłek?
A więc mieliśmy do czynienie z opcją numer dwa, w której chodziło o to, że obczajany
obiekt wkurza się za to, że był obczajany. Stanąłem tak jak ona, z założonymi na piersi ramionami.
-Chcesz, żebym skłamał?
-Nie.
-To naprawdę świetna dupa.”
Ale ta książka okazała się być niesamowicie dobrą lekturą! I nie chodzi mi tutaj o sytuację, gdzie dobry romans, jest po prostu… typowym, ciekawy romansem, gdzie fajnie się czyta o bogatym przystojniaku. Całość naprawdę nieźle mnie zaskoczyła i książka upłynęła mi niesamowicie szybko. Tak naprawdę… miałam jej teraz nie czytać, bo wiecie… ŚWIATECZNE PORZĄDKI. Także jak ktoś teraz u mnie znajdzie kurz w domu i brudne okna to już będziecie wiedzieć, co jest tego powodem. Jak zwykle w przypadku dobrej książki „tylko jeden rozdział” zamieniał się na długą przerwę z kawą u boku.
Narracja prowadzona jest z perspektywy obu głównych bohaterów. Zwykle o wiele lepiej odnajduję się w perspektywie kobiecej, bo jest to w końcu dla mnie naturalne. Ale tym razem o wiele bardziej podobały mi się fragmenty męskie, gdzie poznawaliśmy akcję z punktu widzenia Drew. Ten przystojniak jest inteligentny, sprytny oraz… wykazywał się zdecydowanie lepszym poczuciem humoru w całej książce. Także jak widzicie, nawet zaznaczone cytaty dziwnym trafem w większości pochodzą z jego fragmentów. Jednak powiem Wam, że i tak dziewczyna nie jest schematycznie zahukaną myszką, sierotką Marysią, czy zarozumiałą księżniczką. To ambitna kobieta z niewielkiego miasta, która pragnie się rozwijać. Kiedy zostaje oszukana nie wie, co zrobić. Cała jej osoba i charakter są bardzo realne i przyjemne w odbiorze. Myślę, że gdyby była prawdziwą osobą, to mogłybyśmy się polubić. Także jak Was w książkach romantycznych też drażnią „dziwne dziunie” to możecie czytać recenzję dalej, bo tutaj w książce tego nie ma.
Największą zaletą tej książki jest UMIAR i FABUŁA. Czasami zdarza się, że w dobie popularności „Greya” oraz tego typu podobnych trafiam na książki, gdzie seks zdarza się już po kilku stronach i dalej… przez całą książkę nadal odbywa się co kilka stron. Jak tylko zorientowałam się, że tutaj dostanę coś innego to zaczęłam zwracać kątem oka na ilość upływających stron. Myślę, że to nie będzie dla Was dużym spoilerem, ale… seks jest dopiero po połowie książki! TAK!!! To naprawdę tu się stało. Najpierw mogliśmy poznać naszych bohaterów, polubić ich i ocenić, wkręcić się w fabułę, ich pracę, a dopiero później poznaliśmy ciekawe smaczki. Nie wiem jak Wy, ale ja to totalnie kupuję, podobało mi się i tyle 😃
Nie znalazłam w książce w zasadzie jakiś nudnych fragmentów, które spowalniałyby akcje. Niestety jest w niej mały minus, który zauważyłam. Zdarzyło się kilka razy, że w trakcie danego rozdziału bez żadnego zaznaczenia zmieniała się narracja bohaterów. Nie jest to jednak nagminne, więc wydaje mi się, że jakoś tam można przymknąć na to oko. Fajnie, że wydawnictwa zaczynają zwracać uwagę na szczegóły i zachowano również wstawki ze środka, gdzie każdy rozdział opakowany jest ciekawą grafiką Nowego Yorku. No i ta okładka… totalne szczęście, że udało się zachować oryginał i tego przystojnego modela! To już druga książka Vi Keeland, która niesamowicie mi się podobała. Pierwszą była „Gracz”, która naprawdę miała dobry poziom, ale gdybym miała porównać, to „Egomaniac” zdecydowanie totalnie ją przebiło.
Jeżeli ktoś oczekuje lekkiej, zabawnej i dobrze skonstruowanej historii miłosnej to właśnie po tą książkę powinien sięgnąć. Książka posiada domknięte zakończenie, nie jest serią, więc bardzo raczej nikogo nie zanudzi. Podobało mi się, że autorka nie zwraca uwagi na każdym kroku na bogactwo Drew. Często widzę w książkach, gdzie bohaterka opisuje co chwilę drogie apartamenty, cudowne samochody, wyszukane zegarki, garnitury… wszystko nastawione na przepych i przesadę. Tutaj wiemy, że „nasz” prawnik jest bogaty, przystojny i wysportowany, ale jest do raczej smaczek, dodatek do jego całości. Poza tym bohater posiada ciekawą osobowość, którą możemy poznać, a nie tylko wrażenia z jego wyglądu oraz stanu portfela. Całość bardzo mi się podobała, więc mogę szczerze ją Wam polecić. Dajcie znać, czy planujecie czytać, a kto czytał, to jakie ma o niej zdanie 😊
„-To smakuje jak terpentyna- oznajmiła Emerie, krzywiąc się.
Upiłem łyk alkoholu.
-To dwudziestopięcioletni Glenmorangie. Właśnie nazwałaś rozpuszczalnikiem do farby alkohol, który kosztuje sześćset dolarów za butelkę.
-Przy takiej cenie mogli dodać trochę więcej smaku.”
Myślałam, że ta książka doskonale sprawdzi się, jako wakacyjna lektura. 😊
OdpowiedzUsuńSceny seksu dopiero po połowie książki? Wow, to faktycznie coś niespotykanego! Intryguje mnie twórczość Keeland, więc na pewno sięgnę po jakąś jej powieść.
OdpowiedzUsuńKeeland dobrze pisze. Ego jest dobrą książką, ale Simon I want you jest lepsza. Jkabys czytała po angielsku to już byś miała za sobą, ale sie boisz boś dupa wołowa :D (mam nadzieje ze mnie nie zbanują za ten tekst)
OdpowiedzUsuńHAhahah oj no przekonam się i koniecznie kiedyś zacznę! :)
Usuń