Szalony król - Aleksander Michałowski
"- To jak to robimy? - spytał z niepokojem w głosie Borgo.
- Tak jak to robiliśmy w szkole - odparł Artam. - Ja go budzę, ty gadasz.
- Dlaczego to zawsze ja mam z nim rozmawiać?! - sprzeciwił się Borgo.
- Bo... jesteś księciem?"
Postanowiłam wrócić do najlepszych czytelniczych korzeni, jakie posiadam, czyli... fantastyka ze smokami! Przy okazji stwierdziłam, że dam szansę kolejnemu, debiutującemu, polskiemu pisarzowi. Zdecydowanie ta książka kupiła mnie swoim opisem, a konkretniej zdaniem "O jednym takim, co nie zabił smoka, a i tak został królem". Byłam zaintrygowana tym, jak rozwinie się akcja, że tajemniczy bohater zostanie królem, choć nie dokonał tego chwalebnego czynu. W dodatku okładka sugeruje element wyprawy, tajemniczości przygody. Dopełnieniem całości tego, co mnie zaintrygowało jest tytuł "Szalony król". Całość tworzy jedno wielkie pytanie: dlaczego tajemnicza postać zostanie szalonym królem, choć nie zabiła smoka?
Zacznę od kwestii lekko technicznych. Od samego początku spodobał mi się styl pisarski. Faktycznie robił to, co powinien w tym gatunku: tworzył taki baśniowy klimat. Słownictwo choć bardzo dobrze dobrane to... niesamowicie chaotycznie opisuje fabułę. Widać, że autor ma jakieś pojęcie opisaniu (mówiąc tutaj o kwestii językowej), ale zdecydowanie brakuje mu umiejętności intrygowania czytelnika, prowadzenia akcji i wprowadzania nowych wątków. Jak przeczytacie w opisie historia ta opowiada dzieje rodów, które splatają się ze sobą. No i tutaj zaczynają się minusy... Głównych bohaterów wręcz brak. Autor skacze "z kwiatka na kwiatek", przez co żadna postać się nie wyróżnia. Narrator jest jest wszechwiedzący, choć czasami... przejawia momenty wcielania się w którąś postać (zdecydowanie brak tutaj konsekwencji w rodzaju wybranej narracji). Postacie zachowują się w pewien sposób, który jest uzasadniony przez fabułę, ale nie przez ich charaktery. Gdyby nie to, że bohaterowie mają totalnie inne imiona (co ważne dla mnie: imiona na inną literę, bo często je mylę!) to chyba zaczęłoby mi się mieszać kto jest kim. Postacie są powierzchowne, bez tła psychologicznego i wszystkie wydają się niesamowicie podobne do siebie. Ponadto w książce znalazłam masę błędów gramatycznych, jak przykładowo brak przecinków przed "że". Dodatkowo wstawki w nawiasach, które są... po prostu dziecinne i niepotrzebne:
"Huba to nazwa grzyba rosnącego... Zaraz, zaraz... coś jest nie w porządku? To nie ta kartka... Gdzie zapodziałem tę właściwą? (W tle słychać przerzucanie kartek)."
Jeżeli chodzi o fabułę... Świetny pomysł, ALE brak świetnej realizacji. Miałam wrażenie, że autor porwał się z motyką na słońce. Nie będę tutaj za bardzo komentować konkretnych wydarzeń, bo... jest ich niewiele i zawiałoby to już lekko spoilerowaniem. Mianowicie pomysł na fabułę to coś, co zdecydowanie byłoby warte uwagi, ale w wersji na więcej niż jedną książkę. Całość jednak została opisana tak samo jak bohaterowie... powierzchownie, lekko liźnięte, wciśnięte w jeden tom. Akcja jest tak szybka, że ciężko nadążyć za pewnymi elementami. Postacie drugoplanowe pojawiają się w niejasnych okolicznościach i w niejasnym celu (momentami służą one jako zapychacz miejsca, bo nie mają żadnego znaczenia dla fabuły, ani bohaterów). Widać, że autor miał fajny plan i chęci, ale zdecydowanie sobie go nie przemyślał. Najbardziej liczyłam na smoki... które okazały się być pretekstem do opisu wojny, a nie ciekawie rozbudowanym wątkiem.
Całość książki mocno mnie rozczarowała. To przykład dla tego, że bardzo intrygujący opis, dobrze wyglądająca okładka oraz ciekawy pomysł autora to nie jest gotowy przepis na sukces. Liczyłam na dobrą przygodówkę z motywem wyprawy oraz dużą ilością smoków. Liczyłam na coś, co choć na poziomie 1% będzie przypominało ukochanego "Hobbita". Odniosłam wrażenie, że autor też na to liczył, ale niekoniecznie umiał to tak napisać. Grupa śmiałków momentami okazuje się grupą szaleńców, którzy mają więcej szczęścia, niż rozumu. Intrygi, jakie autor stworzył są przewidywalne niemalże od samego początku. Niestety, ta książka nie zasługuje na polecenie z mojej strony. Być może ktoś z Was się skusi i wyrobi sobie lepsze zdanie na jej temat, ale ja uważam, że w Polsce trafiają się lepiej dopracowane debiuty literackie.
"- A właśnie, że skończyliśmy! Tak się nie będziemy bawić. Jeżeli masz mi coś do zarzucenia, powiedz mi to prosto w oczy, zrób to przy wszystkich! Jak na prawdziwego męża przystało!
Chors milczał.
- Cipa! - skwitował Borgo, bezdźwięcznie poruszając ustami."
Za egzemplarz dziękuję:
Zdecydowanie podziękuję. 😊
OdpowiedzUsuńPatrzę sobie na okładkę - no ładne, kurde.
OdpowiedzUsuńTytuł niezły, a już dopisek o jednym takim, co nie zabił smoka, a został królem, kupił mnie absolutnie.
A potem... Dałabym tej książce szansę, gdyby z Twojej recenzji nie wynikało, że jest nijaka. Zła - okej, ale nijakich powieści nie zdzierżę.
PS - Wczytałam się mocno w Twoją opinię i czasami z lekka nie po polsku jest xD
Np. tam, gdzie mówisz "Mianowicie ogół..." i tak dalej (sorki, ale nie chce mi się przepisywać, a masz zablokowaną możliwość kopiowania tekstu xD
Dzięki za cenną uwagę! Następnym razem przeczytam to sobie na głos, może wyłapię takie smaczki i usunę! :)
UsuńPodsumuję to jednym z moich ulubionych tekstów - ładnie żarło, szybko zdechło i tyle. Zapowiadało się naprawdę ciekawie, a tu taka kicha...
OdpowiedzUsuńPS. Mam jedną uwagę co do kwestii technicznej - jeśli już robisz jakieś uwagi w nawiasach, to nie pisz ich kursywą - miałam wrażenie, że to jakieś Twoje notatki, które robiłaś w trakcie pisania recenzji, by o czymś nie zapomnieć ;) Lepiej już pisz je normalnym, prostym tekstem :)
No to klops :D Taki mocny. NR słynie z ładnych okładek (nie wszystkich oczywiście), ale dość często, własnie przez to że są to debiuty, można trafic na totalny badziew.
OdpowiedzUsuń