Wymarzony mężczyzna- Kristen Ashley
"Ale wcale nie byłam idiotką. Byłam zwykłą zdzirą. Nie miałam pojęcia, jak sobie
poradzę z tą świadomością. Nigdy wcześniej nie czułam się jak zdzira."
Ta autorka w swoich książkach porusza tematykę, którą bardzo lubię, czyli wojskowych, motocyklistów, policjantów, tajnych agentów i innych badboyów. Naprawdę starałam się dać jej szansę, choć pierwszy tom był wprost tragiczny. Z racji, że historie nie łączą się kolejnym tomem, jaki przeczytałam była część trzecia, która no cóż... też miała zdecydowanie więcej minusów, niż plusów. Miałam już nie dawać jej szansy, ale klimaty motocyklistów są dla mnie zdecydowanie numer 1, więc skusiłam się po zobaczeniu okładki 4 tomu i przeczytaniu opisu. Czy było warto?
Zdecydowanie nie było warto. Autorka pod względem pisarskim nie poprawiła się nic, a nic. Bohaterowie mają tylko kilka powierzchownych cech bez żadnego tła psychologicznego. Wydarzenia to siatka przypadkowych pomysłów, które nie łączą się w żadną całość, a bardzo często są bez sensu. Dorośli ludzie zachowują się jak duże dzieci, a świat jest uproszczony i wyidealizowany. Momentami miałam wrażenie, że autorka (czy raczej jej postaci) nie wiedzą co to odpowiedzialność lub logiczne myślenie. Kolejny raz autorka rozpoczyna książkę od tego, że główna bohaterka wyzywa samą siebie, gardzi sobą, a następnie próbuje znaleźć jakieś wytłumaczenie tej sytuacji. Mieliśmy już sukę, a teraz "jestem ździrą", które pojawia się już na 12 stronie. Nie wiem, czy to jakiś fetysz, ale Kristen wydaje się być zaoferowana historiami, gdzie kobieta po przygodnym seksie czuje popęd seksualny i pogardę do siebie, ale no jakimś cudem udaje jej się w tym "losowym wybranku" zakochać. Tym razem początek znajomości jest chyba najgorszy ze wszystkich części: znamy czas akcji i przebieg upojnej nocy, ale nie za bardzo możemy połapać się na jakiej imprezie (wydarzeniu?) to miało miejsce, ani kto z tej dwójki zaczął. Ważne jest, że był seks, a później on ją porzucił, a więcej... kto by tam robił jakąś fabułę?
TYRA ma imię, które w końcu pasuje do głównej bohaterki książek tej autorki. Po prostu czytanie o takich kobietach jest dosłowną tyranią. Spotyka faceta o ładnej posturze i dość ładnych tatuażach i stwierdza, że "od zawsze" (czy raczej może od tygodnia) chciała być z motocyklistą. Jest bardzo zdziwiona, kiedy chłopak ją zostawia, a tym bardziej zdziwiona, że przespała się z przyszłym szefem (nie mówiąc mu tego), a od pierwszego dnia pracy chce ją wygonić. Suma sumarum jest uparta i na pierwszych 30 stronach jeszcze (podkreślam jeszcze) ma jakiś charakter, więc zostaje w tej pracy. Ale no cóż... zatrudniła się w warsztacie motoryzacyjnym nie mając zielonego pojęcia o ani jednej części do auta czy motocykla. W dodatku nie ma żadnego pojęcia o regułach panujących w klubach motocyklowych, więc działa większości facetom na nerwy (nie działa na nerwy tylko tym, co podziwiają jej krótkie spódniczki, co bardzo ją cieszy). Gdy zaczynają się przeszkody zachowuje się jak gimnazjalistka, a w relacji ze swoim facetem (bo nie nazwałabym tego związkiem) nie ma nic do powiedzenia.
"- Tack, mam mnóstwo pracy - powiedziałam cicho.
- Bierz torebkę.
- Ale...
-Torebka!
- Ja...
- Torebka!
- Ja nie...
Pochylił się odrobinę w moim kierunku.
- T o r e b k a!
- Tack! - wysyczałam w końcu".
TACK jest motocyklistą, ojcem dwójki dzieci oraz chamem. Nie wiemy o nim o wiele więcej. To stereotypowy książkowy badboy, który w książce Kristen został sprasowany i obrany z jakiś cech charakteru. Niby autorka uważa, że jest uroczy, opiekuńczy, zabawny, szarmancki... ale wydarzeń na takie różne cechy mamy może 3, góra 4. W chwilach kłótni ma dwie opcje: rozkazuje i dostaje to co chce, albo mówi to, co kobieta chce usłyszeć, a następnie i tak robi to, co chce. Autorka usilnie chciała stworzyć faceta z charakterem, który wpłynie na naszą wyobraźnię, ale dla mnie to było gorsze niż stereotyp pakera z siłowni.
Wydarzeń w tej książce (jak i w poprzednich) jest niewiele. Fabuła opiera się na kłótniach i seksie na zgodę. Oczywiście jak na gang motocyklowy przystało jest jakaś akcja z zagrożeniem dla Tyry i jej przyjaciółki. Zaskoczę Was... jej facet jej nie ratuje. Jest jeszcze gorzej. Z opresji bardzo groźnych i dobrze zorganizowanych rosyjskich mafiozów (podkreślam) wybawia je jej ciotka (porwana razem z nią), która jest już w sędziwym wieku, ale kieeeeeedyś tam w młodości była w służbach specjalnych. Realizm całego tego zdarzenia jest taki, jak można się domyśleć. Autorka jak zwykle opisuje detale, które są tak szczegółowe, że aż zbędne (ja bym wolała więcej fabuły, albo uczuć, ale może jestem zbyt wymagająca). Był już meble kuchenne, ubiór faceta, wyposażenia aut, a tym razem na fali jest... szampon! Liczy się kolor, zapach i design połączenia z odżywką. Jak dla mnie klasa, całkiem miło było poczytać!
"Wyciągnęłam rękę po butelkę z odżywką Była całkiem podobna do tej z szamponem,
ale beżowa. Tylko litery były w kolorze ognistej pomarańczy".
Czy polecam? Odpowiedź chyba jest jasna.
Za egzemplarz dziękuję:
Taka słaba książka, a taka fajna okładka T_T
OdpowiedzUsuńCzytałam niedawno tę książkę i również nie jestem nią oczarowana 😉
OdpowiedzUsuńPozdrawiam 😀
www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
No to bardzo słabo! Czasem niektórzy autorzy, biorą sobie do serca krytykę czy też poprawiają swój styl.
OdpowiedzUsuńHahaha, umarłam przy tych cytatach :D Z jednej strony mam ochotę to przeczytać, żeby zobaczyć na własne oczy :D
OdpowiedzUsuńNormalnie jakbym czytała o książce Blanki Lipińskiej, takie samo gie. :D
OdpowiedzUsuńCóż, od samego początku nie zwracałam większej uwagi na ten tytuł i po twojej recenzji widzę, ze wiele na tym nie straciłam :P Szkoda mi czasu na takiego paszkwila, wolę skupić się na lekturach, co do których mam większą pewność, że nie wypalą mi oczu i mózgu xD Tak więc... no nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko <3
Książki Bez Tajemnic