Poprawiny- Halina Grochowska
"Bogusia pierwsza na całym wydziale miała płaszcz z ortalionu, koronkową sukienkę i
moherowy sweterek. Płaszcze z ortalionu miała nawet dwa: najpierw taki jak wszystkie,
bo koloru butelkowej zieleni, a potem inny, pewnie z Peweksu, bo granatowy. (...) Na
pierwszy rzut oka robiła wrażenie takie, która się z byle kim nie zadaje."
Czas na kolejne moje spotkanie z polską autorką, o dziwo, nie jest to teraz debiut. Poprzednich dwóch książek "Poklask" i "Pokłon" nie miałam okazji czytać, także nie mam też żadnego porównania. Co skłoniło mnie do tej książki? Oczywiście, że klimat PRL-u! Uwielbiam stare historie oraz opowieści nawiązujące do tamtych czasów. Luksusowe Peweksy, żywność na kartki, długaśne kolejki i klasyczne samochody. Wszystko to ma jakąś taką intrygującą nutkę, która mnie przyciąga. Zaintrygował mnie także ten tytuł, bo zwykle większą uwagę zwraca się na wesele, a nie poprawiny! Jaka okazała się być ta książka?
Główna bohaterka ma na imię Zuzanna i no cóż tu dużo mówić... jest życiową ofermą. To dziewczyna "z miasta", która żyła pod kloszem rodziców. Jak możecie zobaczyć w dolnym cytacie nie potrafi nawet przygotować samodzielnie kisielu. Pewne sytuacje z jej życia są tak absurdalne, że aż śmieszne. Na pracowniczym wyjeździe szkoleniowym ZMS poznaje pewnego chłopaka: Józka. Tutaj z kolei widzimy totalne przeciwieństwo, czyli "chłopa ze wsi", który można powiedzieć, że aż garnie się do pracy. Okazuje się, że dużo ze sobą rozmawiają i spędzają ze sobą trochę czasu, ale i tak finalnie, po wyjeździe każde z nich wraca do domu i kontakt się urywa. Ich ponowne spotkanie ma jednak miejsce niewiele później, bo zaledwie po kilku miesiącach. Spotykają się oni w pobliskim zakładzie PGR. Zuzanna trafia tam do pracy polegającej na zbieraniu owoców i warzyw. Szokiem okazuje się być jednak Józek, który w tym ośrodku jest... dyrektorem!
Po tym ponownym spotkaniu między nimi pojawia się jakieś uczucie. Nic jednak nie jest proste i sielankowe, jak moglibyśmy się spodziewać. Okazuje się, że jest między nimi mnóstwo różnic, jak chociażby podejście do pracy, poglądy ich rodziców oraz otoczenie. ONA to rozkapryszona dziewczyna, która chce mieć "teściów ze wsi", bo w sumie to fajnie mieć np. szynkę bez stania w kolejce. Nie ma zielonego pojęcia o gospodarce, jedynie kusi ją wizja własnego domu i wyrwania się z ciasnego miasta. ON to typ, który mimo swojego pochodzenia zdobył wykształcenie wyższe i ciężko pracuje. Mogłabym powiedzieć, że ślepo zakochuje się w urodzie dziewczyny, co niekoniecznie popiera jego mama. Celina stara się nakłonić go do zmiany dziewczyny, a kiedy jej się to nie udaje to próbuje zniechęcić samą dziewczynę poprzez ukazanie tego, jak ciężkie jest życie na wsi. Tak naprawdę do samego końca nie wiemy, czy jej się to uda.
Styl pisarski autorki jest dość ciężki. Spodziewałam się lekkiego, humorystycznego klimatu jak w książce "Pamiętnik ze starej szafy", a dostałam coś nieco innego. Słownictwo i gwara, jakimi się posługuje czasami utrudniają zrozumienie, chociaż i tak muszę przyznać, że w ekstremalnych przypadkach są załączone przypisy dla osób, które są zielone w temacie. Dużym plusem są krótkie rozdziały, które sprawiają, że czyta się to stosunkowo szybko. Jednak mimo wszystko musiałam sobie robić przerwy w lekturze, bo akcja nie ma jakiegoś zawrotnego tempa i nie wciąga czytelnika "bez reszty". Jestem zszokowana jakością wydania egzemplarza recenzenckiego. Książka ma ładny grzbiet i posiada skrzydełka, co niekoniecznie zawsze w wydawnictwie NoveRes pojawia się nawet w wydaniach finalnych. Komu polecam tą książkę? Wydaje mi się, że jest to jednak propozycja dla nieco starszych czytelników, którzy chcieliby sobie powspominać tamte czasy i podejście do pewnych spraw, jak np. zaślubin, wykształcenia, czy pieniędzy. Ja jako młody czytelnik czułam się tu trochę zbyt poważnie, choć nie mogę powiedzieć, że się nudziłam. Książka jest dobra, ale niestety... nie jakaś wybitnie genialna.
"- Jakie to błędy popełnili twoi rodzice?
- Takie, które okazały się dla mnie krzywdzące.
- Co się takiego stało?
- Przecież już opowiedziałam. Zabrałam się pierwszy raz w życiu za przygotowywanie
kisielu i mi nie wyszło. Miał kluski."
Za egzemplarz dziękuję:
Mnie niestety jakoś ta książka do siebie nie przekonuje. 😊
OdpowiedzUsuńKsiążka zapowiada się bardzo ciekawie, myślę, że niebawem po nią sięgnę, lubię takie książki o życiowych ofermach :D
OdpowiedzUsuńhttp://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/05/przedpremierowo-ja-chyba-zwariuje-agata.html
Starszym czytelnikiem to ja nie jestem. Starych czasów również nie mam co wspominać, bo mnie wówczas na świecie nie było :D Myślę, że "Poprawiny" mogą się dla mnie okazać zbyt...toporne i poważne, aczkolwiek na pewno choć w małym stopniu by mnie zaciekawiły. Na razie jednak sobie odpuszczę, skoro sama książka nie jest znów tak wybitna.
OdpowiedzUsuńBuziaki ♥
bookmania46.blogspot.com
Pierwszy raz słyszę o tej książce, ale tematyka bardzo mnie zainteresowała. Szkoda tylko, że czyta się ją dość ciężko, ale może dam radę. :)
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji jej czytać, ale zwrócę uwagę na nią.
OdpowiedzUsuńMiałam już szczęście jako jedna z pierwszych przeczytać Poprawiny. Oceniam ją dużo wyżej niż Iskierka. Przede wszystkim dla mnie bardzo ciekawą i skomplikowaną sprawą jest nieudolność głównej bohaterki Zuzanny. Wcale nie można podsumować jej jako "rozkapryszonej", takiej co "chce mieć teściów ze wsi". Zuzanna jest uwikłana w skomplikowane toksyczne układy rodzinne. Józek nie jest wcale dyrektorem tylko specjalistą od produkcji roślinnej. Poprawiny można nazwać powieścią wybitną, jeśli się ją przeczyta uważnie.
OdpowiedzUsuńWnikliwa Czytelniczka
Wątek romansowy też jest bardzo ciekawy
OdpowiedzUsuńUważna czytelniczka
Poprawiny połknęłam Poprawiny za jednym razem. Główny wątek był poprzeplatany ciekawymi faktami historycznymi, o których nikt nas w szkole nie raczył się dzielić, prawdopodobnie z powodu tzw. "Poprawności Politycznej". Nie zgodzę się z Panią Iskierką odnośnie kwestii rozkapryszenia Zuzanny. Wiele razy był nacisk na frustrację związaną z niedopuszczaniem do prac, do których ręce się same garnęły, ale było " Nie dotykaj, nie ruszaj, bo zepsujesz, bo się nie znasz" ... Albo inne frustracje z rodzaju " Nie wychylaj, nie podskakuj, siedź na d.. i przytakuj" Znamy to wszyscy, prawda? Pani Iskierka z jakiegoś powodu nazywa to "Rozkapryszeniem"... Hmmm ( Nie skomentuję) Nie zgodzę się również z kategorią wiekową "targetowego" czytelnika sugerowaną przez Panią Iskierkę. W książce nie znalazłam żadnych wyrażeń gwaropodobnych, natomiast słownictwo potoczne-owszem. To właśnie sprawia, że książka jest bardziej przystępna i czyta się ją lżej. Nie znalazłam również żadnych słów z poza własnego słownictwa i nie znalazłam nic niezrozumiałego. Bardzo łatwo jest hejtować i oczerniać kogoś kto uczynił ten wysiłek i poświęcił kawał swojego czasu by napisać na ciekawą powieść. Dużo trudniej jest zaglądnąć do słownika wyrazów obcych wydawnictwa PWN albo poszukać informacji w Wikipedii ... Albo zwyczajnie przeczytać książkę ze zrozumieniem.
OdpowiedzUsuń