Muse- Katy Evans
"In real life, things don't just work out in a blink. People spend most of their lives in flux.
Knowing what would make them happy, but saying 'Some day' instead of 'Right now'
because obligations or geography or their own fears keep them from what they really want."
Klękajcie narody! Ta książka stała się pierwszą, jaką w całości przeczytałam po angielsku. Choć jest stosunkowo krótka (238 stron), to zajęło mi to aż 5 dni. Tempo początkowo było straszne. Pierwszy dzień zakończyłam z wynikiem... 15 stron. Później zdecydowanie się rozpędzałam. Najbardziej cieszy mnie to, że zauważyłam własne postępy. Z biegiem kartek sprawdzałam coraz mniej słówek w tłumaczu i rozumiałam coraz więcej emocjonalnych przekazów z książki. Choć mogę nieco wyolbrzymiać, to pod koniec książki miałam niemalże wrażenie, jakbym czytała w ojczystym języku. Jeżeli ktoś z Was waha się nad spróbowaniem zagranicznych książek, niech przestanie. Wszystko jest kwestią nauki i wprawy, a zdecydowanie warto poznać książki, których jeszcze nie ma u nas w Polsce.
O książkach Katy Evans pisałam już nie raz i powinniście kojarzyć, że w wersji polskiej naprawdę lubię jej styl pisarski. Jak było w oryginale? Trudno mi to określić, gdyż jeszcze nie mam porównania do innych książek w języku angielskim. Jedno mogę stwierdzić: autorka tak samo ciekawi, intryguje i zaskakuje. Najbardziej podobały mi się sceny seksu. W oryginalne brzmią one jakoś lepiej, naturalniej, mniej prostacko. Ta książka była jednym wielkim wrażeniem, jednym wielkim zaskoczeniem. Podobało mi się również kilka zwrotów po angielsku, które w tłumaczeniu na język polski zmieniają nieco swoje znaczenie. Czytanie w oryginale ma swoje plusy i miałam wrażenie, jakbym odkryła twórczość Katy Evans na nowo.
BECCA to dziewczyna, która jest pisarką. Jej wena jednak ją wystawiła, a ona szuka inspiracji w Nowym Yorku. Jej pobyt w wielkim mieście nie spełnia jednak swojej roli, a dziewczyna zawiedziona musi wracać do swojego miasteczka. Na lotnisku próbuje coś napisać... przy czym pomija czas odlotu swojego samolotu. Kiedy orientuje się w swoim zapominalstwie postanawia biegnąć, biegnąć do bramek lotniskowych z nadzieją, że jeszcze zdąży się wśliznąć. W całym tym pośpiechu zostawia laptop, który ginie bezpowrotnie... wraz z jej ukochaną, niedokończoną powieścią. NOAH to aktor, który jest swego rodzaju gwiazdą kina. Mimo wszystko facet jest zawiedziony ze swojej kariery. Jego sukces opiera się na dużej ilości makijażu scenicznego oraz photoshopa. Spiesząc się na zdjęcia do nowego filmu również nie spostrzega, kiedy lot zmienia godzinę. Czekając na kolejny lot, który ma odbyć się za kilkanaście godzin spotyka dziewczynę, która dostaje ataku paniki. Początkowo bierze ją za wariatkę, jednak przy bliższym poznaniu dostrzega w niej pokrewną, artystyczną duszę.
Uważajcie, kilkanaście godzin na lotnisku z drugą osobą może zmienić Wasze życie...
Byłam mocno zaskoczona. Czytając opis spodziewałam się akcji osadzonej gdzieś w Nowym Yorku, bądź Hollywood... w końcu mamy tutaj aktora! Oczekiwałam wielkich ochów i achów na temat przystojnego, bogatego faceta, który szasta kasą, żeby zaimponować nowo poznanej kobiecie. A JEDNAK NIE. Większość akcji rozgrywa się na lotnisku, gdzie bohaterowie bawią się w swego rodzaju kotka i myszkę. On chce się z nią przespać, wie jak ich znajomość się zakończy. Ona jest marzycielką, romantyczką, idealistką, która chciałaby, aby wszystko toczyło się tak, jak w jej książce. W tym wszystkim oboje szukają siebie wzajemnie i próbują osiągnąć jakiś kompromis, a co najważniejsze... poznać siebie nawzajem.
Bardzo podobało mi się w tej książce to, że główny bohater nie jest dupkiem. To mężczyzna pewny siebie, ale taki, który kobiety obdarza szacunkiem i szanuje ich zdanie. Kiedy ona mówi "nie", to on próbuje zdobyć jej względy w inny sposób, stara się. W pewnym momencie wymyśla zabawę, która obojgu dostarczy dużej ilości emocji, rozrywki oraz wprowadzi nutkę rywalizacji. Kto okaże się lepszy? To już musicie sprawdzić sami. Jedno jest pewne, nawet, kiedy poznamy efekt tej rywalizacji, to nic nie będzie oczywiste. Bohaterowie mieszkają daleko od siebie, żyją w totalnie różny sposób. Ona- szara myszka, domowniczka, On- aktor, dusza towarzystwa. Oboje zdają sobie sprawę, że cokolwiek wydarzy się na tym lotnisku, nie ma prawa dalszego bytu.
"Muse" jest tak naprawdę trzecim tomem z serii "Manhattan". Jednak książki z tej serii opowiadają historię innych bohaterów, także możemy je czytać w dowolnej kolejności. Nie wiem jak reszta, ale ta pozycja mimo wszystko skradła moje serce. Być może dlatego, że nie mam porównania do reszty, a może po prostu... była dobra, lekka i przyjemna. Katy Evans ma to do siebie, że niemalże zawsze mi się podoba. Tym razem nie było inaczej, szczególnie, że doszła do tego ekscytacja wywołana pierwszą lekturą po angielsku. Książkę oceniam jako bardzo dobrą propozycję na romantyczny weekend z historią, która zostawi Was w dobrych nastrojach. Również pod względem językowym jest to książką, która nadaje się na pierwszą przygodę z j. angielskim. Osobiście zakochałam się zarówno w tej powieści, jak i w czytaniu w oryginale. Nie mogę się doczekać, aż ta seria pojawi się u nas w Polsce!
“It’s never the place. It’s always the person.”
Kilka dni temu waczęłam swoja pierwsza książkę w języku angielskim. Jestem na 80ej stronie. Początek mozolny, czytam powoli, ale juz widze jak nabieram tempa, juz mniej szukam w słowniku.I tak jak Tobie, na początku z trudem rozumiałam przekaz emocji, ale juz zaczynam je czuć..
OdpowiedzUsuńBomba! Ja nie żałuję, że spróbowałam i naprawdę polecam innym :D
UsuńNa prawdę polubiłam tą autorkę. Ma świetne pomysły na książki. Jedyne co jak na razie od niej przeczytałam to Mr. President
OdpowiedzUsuńLawendowa Salvatore Book
Mam podobnie - czytam teraz romans po angielsku i jakoś w oryginale to brzmi lepiej :)
OdpowiedzUsuńLubię książki Katy Evans, ale zdecydowanie zbyt mało ich przeczytałam! Muszę się zabrać za inne jej książki i tę na pewno będę miała teraz na uwadze, skoro tak chwalisz. :) Nie będzie można teraz przejść obok niej obojętnie. :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuń