Dominic- Natasha Knight

Dominic- Natasha Knight

"Dominic Benedetti być może był potworem, ale był potworem o krwawiącym sercu. To serce 
w żaden sposób nie było ze złota. Był to bardziej drut kolczasty i stalowe, ostre, śmiertelne krawędzie."


Pierwszy tom tej serii gdzieś tam dostarczył mi lekkiego zawodu. Jednak z racji na to, że każdy tom to odrębna historia, dałam Natashy Knight kolejną szansę. Tematyka mafii w książkowych historiach została wykorzystana już chyba na maksa. Czytelnika ciężko zaskoczyć, a wręcz łatwo zniechęcić. Tym razem nie obyło się bez małych potknięć, ale było zdecydowanie lepiej!

DOMINIC to bardzo ciekawy i dość złożony charakter. Bardzo ciekawiła mnie jego historia rodzinna oraz cała psychologia tej postaci. Jest to facet skrzywdzony, oschły, sztywny i nieugięty. Ma swoje zasady i zdecydowanie potrafi zaskoczyć. Jego "fach" oraz styl życia jest tajemniczy i mroczny. W trakcie historii mocno się zmienia, ale nie pozostawia swoich kluczowych cech w tyle. Nadal jest tym samym facetem, ale daje nam wgląd do swojego serca. Za to go właśnie pokochałam! GIA to taka postać pół na pół. Nie jest to do końca szara myszka, ale też ma swoje słabe strony. Jest dziewczyną, która z powodu naiwności i ufności trafiła do piekła. Choć w świecie mafii jest od wielu lat, to nadal nie zna wszystkich powiązań oraz reguł. W tym wszystkim nie staje się miekką panienką, ale walczy o zachowanie honoru i godności. Chyba już dawno nie spotkałam w książkach tego gatunku takiej postaci, która faktycznie mnie nie irytowała.

Przebieg fabuły wyróżnia się na tle innych książek tym, jak poznają się główni bohaterowie i jak rozwija się ich relacja. Jeśli chodzi o wydarzenia dookoła naszych ukochanych postaci, to nie jest już tak kolorowo. Ogólny zamysł książki i spora część wydarzeń to coś, co już znamy. Zaprawieni w boju czytelnicy szybko odgadną kilka punktów zwrotnych, ale to w sumie nie przeszkadzało mi w lekturze. Szybko wkręciłam się w tę historię, więc całość czytało mi się płynnie i szybko. 

To, co przeważa na plus tego tomu, to więcej mafii w mafii. Wydarzenia są tutaj bardziej konkretne, lepiej opisane, prezentują większy realizm. Dostajemy tutaj faktycznie romans mafijny, a nie miłość z mafią w tle. Zwolennicy tego typu książek będą tym razem z pewnością bardziej zadowoleni. Kolejna historia ma opowiadać o Sergio, pierworodnym synu Franco. Myślę, że autorka będzie znowu w stanie podnieść poprzeczkę i mnie zaskoczyć. Z pewnością dam jej szansę :)

Za egzemplarz dziękuję:
 


Mój szef- Melissa Darwood (ZE SPOJLERAMI)

Mój szef- Melissa Darwood (ZE SPOJLERAMI)


Ostatnio coraz częściej mam czas na książki, których nie dostaję od wydawnictw. Pomaga też pakiet Legmi, dzięki któremu mogę korzystać z audiobooków. "Mój szef" nie zwrócił mojej uwagi swoją premierą, ale zrobiła to autorka swoimi wypowiedziami w kierunku blogerów. Postanowiłam z czystej ciekawości zajrzeć do tej książki i ją szczerze ocenić. Wypadło tragicznie, więc chyba jednak mogłam uwierzyć na słowo w opinie, które krążyły po necie. Ale przynajmniej teraz mam swoją. Ciekawi co tu się w ogóle odprawia i skąd moje negatywne zdanie?

Czytacie dalej na własną odpowiedzialność, gdyż w dużej mierze streszczam pewne detale z książki.

Zacznijmy w ogóle od początku, że główna bohaterka jest tak sprzeczna, jak tylko można to sobie wyobrazić. Już od pierwszych momentów czytamy o tym, jaki ma typ faceta, i z pewnością... nie jest to jej szef. Chwilę później już upomina siebie samą za to, że na przerwie myśli o szefie. Kuriozalna sytuacja powtarza się co kilka rozdziałów, a hitem jest ich pierwsze zbliżenie i dalsze rozważania bohaterki w tym temacie. Oczywiście on nie podobał jej się NIGDY, ale wszyscy wiemy, że było inaczej. Psychologia tej bohaterki ma takie luki, że gdy bohater przyznaje się, iż buja się w niej pół roku, to ona stwierdza, że poszłaby z nim na randkę już pierwszego dnia. 

Skoro już jesteśmy na pracy, to w tej kwestii ręce i cycki opadają. Maria zgłasza się do naprawdę dużej korporacji i przechodzi przez pięciostopniowy etap rekrutacji. Jest naprawdę szczerze ZDZIWIONA, że nie ma rozmowny z bezpośrednim szefem. Jej stanowisko to specjalista do spraw finansów, ale oczywiście dostaje biurko zaraz przy jego biurku i staje się niemalże jego osobistą asystentką. No i maile... dorosła kobieta rzuca fochem na fakt, że jej szef nie toleruje EMOTIKONEK w korespondencji pracowniczej. Tak naprawdę dziewczyna dostaje porządną, dobrze płatną pracę, a chce wziąć już zaraz dzień wolny ze zmęczenia, a w pierwszym tygodniu pracy dziwi się, że nie może OT TAK, w trakcie pracy wyskoczyć po używany fotel. Niby poważna kobieta, a jednak w głowie siano. Po odmowie na wyjście, nazywa szefa kutafonem i stwierdza, że nie ma on "za krzty uczuć". No cóż, zaskoczę Was... mnie też nikt w pracy też nigdzie nie puszcza na wolne ;)

Maria ma świetną głowę. Duże obliczenia robi w pamięci, ale chyba nieco zapomina o powadze  pracy, w której się znalazła. Zestawienie rocznych zarobków pewnej firmy, podaje szefowi z pamięci i przyznaje się, że policzyła to... zjeżdżając do niego windą. No, naprawdę... pozazdrościć umiejętności, ale gdzie podziały się tabele i profesjonalizm? Ponadto dziewczyna ma naprawdę wysokie mniemanie o sobie i jest niezwykle denerwującą postacią. Jej wewnętrzne monologi to wierna kopia wewnętrznej bogini z "Greya". Jeśli na tym by się skończyło, to może i nie byłoby tragedii, ale niestety tak nie jest. Maria popisuje się swoją inteligencją na lewo i prawo, często w sposób nietaktowny i nieprofesjonalny. Już po kilku dniach związku z Karolem (który pracuje w tej samej firmie) stwierdza, że jest on tym mniej inteligentnym w ich relacji. Dodatkowo uważa siebie za poważną osobę, ale kiedy ma zostać wylana z pracy, to unika wręczenia Janowi wypowiedzenia osobiście, a pakując swoje rzeczy... kradnie karteczki i inne pierdoły. 

KAROL, to jest w ogóle wątek paradoksalny i niepotrzebny. Autorka potrzebowała czegoś, co rozproszy nam bohaterkę na jakiś czas i stwierdziła "a wkleimy jej faceta". Po kilku dniach dziewczyna potrzebuje pomocy ze sprowadzeniem pewnego fotela. Zapomina, że w ogóle ma chłopaka, co później powtarza się jeszcze kilka razy. Dalej mamy sytuację, kiedy dzwoni do niego i w tle słyszy jęki i śmiech kobiety. Facet ewidentnie kłamie na temat tego, że jest w pracy, ale nasza YNteligentna i BYSTRA bohaterka nic nie łapie. Później w ogóle ten pomysł na wątek zostaje przez autorkę całkiem porzucony i okazuje się, że to Maria rzuca "pipkę" za to, że bardziej lubi grać w Counter Strike...

Cała książka przesiąknięta jest zbyt dokładnymi opisami najprostszych czynności. Ultra dokładny i irytujący opis odpalania papierosa, czy to jak szef prowadzi auto. Dowiecie się, jak ogień zajmuje białą bibułkę oraz to, jakich biegów w danym momencie używa bohater. Dziewczyna wydaje się być niezwykle spostrzegawcza, co jest niezwykle głupie, kiedy podczas jazdy nie orientuje się, że podjechali pod jej dom. Takich wpadek jest o wiele, wiele więcej, więc szczegółowość książki jest chyba zależna od kaprysów autorki. 

Przekleństwa i wyzwiska są w tej książce na porządku każdej strony, ale niestety ich użycie pozostawia wiele do życzenia. Zacznę od tego, że większość przekleństw wstawiona jest niesamowicie sztucznie i ma na celu chyba "wydorośleć" nam bohaterów. Dodatkowo Maria wyzywa wszystkich jak leci, jeśli tylko sytuacja nie pasuje jej aktualnemu nastrojowi. Wyzwiska względem szefa to norma, ale obrywa się też innym, niewinnym ludziom. 

Melissa Darwood tworzy swoją bohaterkę na osobę poważną, ale pełną humoru. Wychodzi to oczywiście niesamowicie sztucznie, a uzupełnieniem całej tej parodii jest stosowanie anglo-języcznych wstawek. O ile cytowanie zagranicznych piosenek ma jakiś sens, o tyle wrzutki typu "run, Maria, run!" są mocnym przegięciem. Oczywiście te momenty nie zostają wyjaśnione przypisami, więc osoby nie umiejące języka angielskiego, nie będą nawet wiedziały o co chodzi (no troszkę, jakby... chamsko). No i autorka uwielbia słowotwórstwo, niesmaczne opisy oraz zdrobnienia, które brzmią jak język przedszkolaka. Dziewczyna miewa mindfuck, a on ma minę jak "exelowy #ARG!". Kolejnym przykładem może być opis seksu oralnego, przy którym Kuba ma brzydko pachnące narządy płciowe. Bohaterka nazywa jego penisa "wacusiem śmierdziusiem" i stwierdza, że jeszcze chwila, a "wacuś byłby ubrany w wymiotny kubraczek". Może kogoś to śmieszy, mnie zdecydowanie nie. 

Książka jest napisana tak jakby przez dwie osobowości... i nijak się ma to co charakterów bohaterów. Raz jesteśmy bombardowani toną detali, innym razem opisy są niezwykle spłycone. Ponadto stylistyka wypowiedzi postaci nie ma żadnych konsekwencji. "Tadeo" jest kreowany na typowego dresa, który rzuca "pustymi" tekstami, ale zaledwie trzy strony dalej wysławia się jak doświadczony poliglota. Rozmowa Marii z przyjaciółką na temat relacji z Janem zaczyna się jak typowa, przyjacielska pogadanka, a chwilę później czytamy sformułowania niczym skopiowaną Wikipedię. To samo jest z wypowiedzią końcową Jana, na temat jego uczuć i charakteru. Jest ona tak długa i sztuczna, że aż nie da się tego czytać. Znajdziecie tu również akcje rodem z filmów Tarrantino. Kiedy Maria wysiada z auta na parkingu przed szpitalem, wpada w poślizg. Pozy, jakie przyjmuje są godne podziwu, a smród zbliżającego się kontenera to pretekst do zapełnienia kolejnej strony w książce. Jak na "porządne" kino akcji, on ją łapie, ratuje, a na pytanie czy nic jej nie jest, ona odpowiada, że "wieje jej po cipce". Parę sekund później, on na oczach wszystkich jest podniecony i jest miłość (chociaż ona niby go nie lubi, jeszcze). Akcję przerywa rodzinna kłótnia, więc kiedy kilkanaście minut później bohaterka wsiada do jego auta na nagrzane fotele, a jej "jajniki i pęcherz wzdychają z ulgą". Brakuje tylko, żeby kierowca autobusu wstał i zaczął klaskać...

Nie podobało mi się podejście autorki do pewnych kwestii, z jakimi opisuje pracę Marii, postać Jana i rodziców bohaterki. Wszystko jest złem wcielonym i tylko ona jest tą rozważną, wartościową, zaradną. Jego mieszkanie opisane jest niczym zbędny luksus, wszystko jest tak przejaskrawione, że aż boli. Podgrzewanie podłogowe to wyższy luksus z komentarzem "kto bogatemu zabroni?", widać w tym olbrzymią dawkę jadu. Maria już na samym wejściu, zamiast pochwalić cokolwiek w wystroju, to strzela przepytankę na temat tego, ile metrów i pokoi ma ten apartament. Zaraz po ich seksie czytamy "boski" opis czystej toalety i detale na temat drożdżycy pochwy, którą kiedyś miała Maria. Bohaterka jest w siódmym niebie, że w końcu, pierwszy raz zrobi kupkę poza swoim domem. Ponadto bohater ma czterdziestkę na karku, więc zaraz zacznie pachnieć zniczem. Nie wiem, ile autorka ma lat, ale jak dla mnie tekst mocno obraźliwy. Maria również pewnego, nudnego dnia korpo-pracy stwierdza, że woli już kopać rowy, niż lizać rowy przełożonym w pracy. Jak dla mnie to całe podejście jest niesmaczne, nietaktowne i po prostu płytkie. 


JAN jest postacią złożoną i jak się później okazuje: ma zespół Aspergera. To wszystko miałoby sens, gdybyśmy ucięli tak 3/4 początku książki. Jego zachowanie w pracy, na początku relacji, jest zgoła inne od tego, jak zachowuje się on później. Odniosłam wrażenie, że Melissa wpadła na ten pomysł zbyt późno i nagle chciała "upchać" wszystkie jego niedoskonałości w kilku momentach. To, co mogę pochwalić to zainteresowanie bohatera (zegarmistrzostwo) i research autorki w tym temacie. Całość mogłaby być dobrze wykorzystana i zrobiona, gdyby nie zostało to podane niczym nudna i przydługa lista zakupowa. Zdecydowany przesyt treści nad formą i przekazem.

Ogólnie było źle, bardzo źle. Wszystko, co tutaj wypisałam to jakaś połowa notatek, jakie sporządziłam w trakcie lektury. Absurdalnych detali, wypowiedzi i wątków jest zdecydowanie więcej. Bohaterowie są niedopracowani, chaotyczni i pełni niedociągnięć. Ponadto książka nie posiada logicznej, dobrze opisanej linii czasowej. Autorka skacze między wątkami, wprowadza dziwne przeskoki czasowe, rozciąga wydarzenia nieproporcjonalnie do czasu, jaki mija w tle. Jest tutaj naprawdę niewiele plusów, a mnóstwo rzeczy, do których można się przyczepić. Być może są osoby, którym ta fikcja się podobała lub spodoba, ale nie rozumiem aż tylu ochów i achów ze strony wiernych fanek autorki. Osobiście jestem zdecydowanie na nie i nie polecam Wam tracić czasu.

Reaper's Legacy- Joanna Wylde (PRZEDPREMIEROWO)

Reaper's Legacy- Joanna Wylde (PRZEDPREMIEROWO)


Pierwszy tom tej serii był według mnie dobry. Może nie było to coś niesamowicie odkrywczego, ale jako wielka fanka książek w klimacie MC, mam do niego sentyment. Seria zyskała moją ciekawość na tyle, że drugi tom przeczytałam po angielsku zaraz po tym, jak skończyłam polską wersję "Reaper's property". Tym razem mamy tu historię Sophie i Rugera. Czy warto?

SOPHIE nie miała łatwego startu w dorosłość. Jako nastolatka zaszła w ciążę z Zachem, który wydawał się idealnym facetem. Jej pierwszy raz nie był taki, o jakim marzyła: zostali nakryci przez jego brata, Rugera. Życie szybko pokazało, że Zach nie jest również ideałem, za jakiego go miała. Trudna sytuacja między parą sprawia, że Sophie zostaje samotną matką i musi sobie radzić ze wszystkim sama. Kilka lat później RUGER w niebezpiecznych okolicznościach odkrywa, że bratowa żyje w nędzy i postanawia zabrać ją razem z synem do siebie. Nie spodziewa się, że jej niechęć do klubu motocyklowego będzie tak duża, a napięcie seksualne między nimi tak żywe. Ta dwójka przejdzie przez wiele dobrych jak i złych chwil, a ich wspólny "happyeding" nie będzie niczym pewnym.

Już po kilkunastu stronach naprawdę polubiłam Sophie i czułam, że będzie to dobra książka. Historia tej dwójki przedstawiona jest na przestrzeni kilku lat, więc tu autorka miała większe pole do popisu jeśli chodzi o detale i smaczki w kreacji bohaterów. W każdym rozdziale dostrzegamy różne zmiany, jakie zachodziły w bohaterach pomiędzy poszczególnymi etapami ich życia. Życie Sophie nigdy nie było zbyt łatwe, a tajemnicza historia, która skrywa się za jej rozstaniem z Zachem, przekonuje nas do tego, żeby czytać dalej, aby ją poznać. Ruger okazał się być wspaniałym, męskim, sekownym, honorowym facetem. W porównaniu do Horsea z pierwszego tomu, ten pan tutaj jest o niebo lepszy! Zdecydowanie mógłby zostać jednym z moich książkowych mężów :)

"Reaper's Legacy" jest tomem pełnym zwrotów akcji i zaskoczeń. Podobało mi się to, jak autorka pomiędzy historię głównych bohaterów wplotła postacie z poprzedniej części oraz kilka nowych bohaterów. Drugi tom tej serii okazał się naprawdę bardzo dobry, co tylko zachęca mnie mocniej do dalszego czytania. Joanna Wylde pisze w sposób ciekawy i pełen emocji. Ta historia totalnie skradła moje serce!

Za egzemplarz dziękuję:



Miłosny blef- D. B. Foryś (PRZEDPREMIEROWO)

Miłosny blef- D. B. Foryś (PRZEDPREMIEROWO)

"Gdyby nie to, że ewidentnie ściemniał, a do tego był piekielnie irytujący, mogłabym
 nawet uznać go za przystojnego. Miał muskularne ciało, modnie rozczochrane 
ciemnobrązowe włosy i lekki zarost w tym samym odcieniu oraz tak diabelnie niebieskie oczy, że 
aż zaczynałam się zastanawiać, czy to w ogóle legalne."


"Miłosny blef" jest całkowicie inną książką niż te, które do tej pory zaserwowała nam autorka. Zaczęłam czytać tę książkę jako jedną wielką niewiadomą i okazało się, że bardzo szybko się wciągnęłam. Jest to zdecydowanie nietypowa historia miłosna, więc jeśli szukacie czegoś nowego, to zapraszam!

HELA z powodu problemów zdrowotnych trafia do szpitala, gdzie czeka ją mocne zaskoczenie: dostaje pokój, w którym przebywa jakiś mężczyzna. Kobieta jest zirytowana postępowaniem szpitala i okazuje mnóstwo niechęci swojemu towarzyszowi. Z czasem ich relacja napełnia się mnóstwem tajemnic i pytań, na które oboje chcą znaleźć odpowiedzi. Kobieta zaczyna dostrzegać w nim wartościowego mężczyznę, ale wszystko szybko się rozpada. Prawdziwy charakter Kuby wcale jej się nie podoba, a los zdecydowanie z niej zadrwi. KUBA to bardzo zabawny i beztroski facet. Choć leży w szpitalu, to nie traci poczucia humoru i pozytywnego podejścia do życia. Codziennie stara się zaczepiać leżącą obok pacjentkę i wywoływać uśmiech na jej twarzy. Okazuje się jednak, że nie zawsze dobre chęci wystarczają...

Przyznam się, że nie za bardzo lubię historie osadzone w polskich realiach. Gdy zaczęłam czytać, miałam lekki niesmak, szczególnie, że wizja polskiego szpitala nie napawała mnie entuzjazmem. Naprawdę mocno się zaskoczyłam, kiedy okazało się, że czyta się to naprawdę dobrze. Autorka nie idealizuje realiów, ale też stara pokazać nam przyjazną stronę tego środowiska. Takie tło w miłosnych historiach to coś zdecydowanie oryginalnego, więc byłam niesamowicie zaintrygowana. Relacja między tą dwójką rozwija się z wyczuciem i nie przypomina typowego hate-love, jakie znałam do tej pory. Hela jest zdystansowana wobec Kuby, a on wręcz przeciwnie. Ich zabawne dialogi i próby nawiązania kontaktu doprowadzają czytelnika do łez i śmiechu. W tym wszystkim kryje się również ważny temat zdrowia. Historia nie zawiera jakoś dużo wątków, ale jej potencjał został dobrze wykorzystany. Lektura nie nudzi, bawi i uczy, a to już zdecydowanie argumenty za tym, że warto po nią sięgnąć!

D. B. Foryś ma cudowne, barwne i lekkie pióro. Strony pochłania się niezwykle szybko, a dobrze rozłożona akcja powoduje, że nie chcemy przerywać czytania. Bardzo polubiłam postać Kuby, która rozśmieszała nie tylko główną bohaterkę, ale i mnie. To bohater doskonale wyważony, który poza piękną aparycją ma również świetnie skrojony charakter. Autorka manipuluje naszymi emocjami, a zakończenie wprowadza w niesamowite zaskoczenie. Podobało mi się to, że powieść ma również wartościowe przesłanie na temat zdrowia, drugiej szansy oraz podejścia do życia. Nie spotkacie tu jedynie pustej historii miłosnej, ale coś więcej, co skłoni Was do przemyśleń. Ta książka ma chyba wszystko co lubię: jest dopracowana, bohaterowie są dobrze rozpisani, akcja cały czas się kręci, a całość trzyma w napięciu. Spędziłam z nią naprawdę cudowny czas i szczerze polecam. "Miłosny blef" to coś świeżego na naszym polskim rynku romansów. Zdecydowanie jestem na tak!

PREMIERA 21.10.2020 pod patronatem Iskierka_czyta.

Za możliwość przeczytania dziękuję autorce oraz wydawnictwu:



Berło ziemi- A. C. Gaughen

Berło ziemi- A. C. Gaughen

"– W ślubie nie chodzi o pożądanie – rzekła, układając szatę jak trzeba. – Chodzi 
o zaufanie i partnerstwo. Sojusz. Wiarę i wierność.
– Ale też trochę o pożądanie – mruknęła moja kuzynka Cora."


Nie patrzcie na tę okładkę, serio. Jest w ciekawych kolorach, dość oklepana, jednak nijak ma się do książki. Kiedy już pominiecie kwestie wizualne, skupcie się na opisie i magii, jaka z niego wypływa. Książka porównywana jest do twórczości Sary J. Maas, ale podam Wam jeszcze jedno moje skojarzenie: fani "Buntowniczki z pustyni" od Alwyn Hamilton również będą zachwyceni! Spodziewałam się dość przewidywalnej i lekkiej fantastyki młodzieżowej, a dostałam pełną emocji, dojrzałą historię. Wciągnęłam się od pierwszych rozdziałów, więc już teraz Wam powiem, że zdecydowanie warto!

SHALIA to młoda kobieta, która zdecydowała się wyjść za mąż, aby wprowadzić pokój między ludem pustyni, a Krainami Kości. Zostaje królową w kraju, gdzie magia jest zakazana, a jej mąż z uporem prześladuje wszystkich obdarzonych mocami. To dziewczyna, która trafiła do nowego miejsca z głową pełną marzeń: marzeń o miłości, marzeń o idealnym mężu. Choć Calix jest przystojny i szarmancki, to poza widownią zmienia się w całkowicie inną osobę. Z trwogą obserwujemy losy bohaterki, która każdego dnia musi podejmować niezwykle trudne decyzje po to, by ocalić swoich bliskich oraz siebie. CALIX to postać wielowarstwowa. Z początku czaruje nas swoim wyglądem oraz postępowaniem. Później dostrzegamy rysy na tej idealnej masce. Bohater przesiąknięty jest nienawiścią do żywiołów oraz skoncentrowany na osiąganiu własnych celów. Szybko dostrzegamy, że liczy się dla niego tylko własne szczęście...

Ta książka ma wszystko, czego możemy chcieć od fantastyki tego typu. Wszystko, a nawet więcej. Bohaterowie niejednokrotnie mnie zaskakiwali, a podążanie ich śladem było czystą przyjemnością. Shalia to fajna, silna postać, która zmienia się w trakcie książki i cudownie dojrzewa. To ona dostarcza nam tutaj najwięcej rozrywki: śledzimy jej potyczki, jej dylematy oraz uczucia. Calix nie zaskoczył mnie zbyt mocno, za to jego brat jako postać drugoplanowa, szybko wybiła się do przodu. Cała struktura bohaterów uzupełniających jest dobrze rozwinięta i szybko zyskuje sympatię czytelnika. "Berło ziemi" posiada cudowną mapkę, ciekawą historię polityczną oraz dość oryginalne tło religijne. Autorka korzysta z magii podzielonej na żywioły, co nie jest czymś nowym, ale świetnie łączy się z całością fabuły. Ta powieść to połączenie rzeczy, które już znamy z fantastyki z nutą orzeźwiającej świeżości i ciekawymi wątkami.

Książka dostała bardzo dobrą redakcję: tekst czyta się płynnie i szybko. Kolejne strony mijały z przyjemnością i uśmiechem na twarzy. Fabuła rozłożona jest tak dobrze, że spokojnie zdążycie się wciągnąć w książkę, a następnie wciągnąć w akcję. Jest tutaj kilka momentów zwrotnych, wywołujących uczucie "łał", więc cały czas coś się dzieje. O tej książce można napisać naprawdę dużo, ale nie warto. Zdecydowanie warto przeczytać ją osobiście i samemu się o tym przekonać!

Za egzemplarz dziękuję:


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2014 Iskierka czyta , Blogger