Skandal- Katarzyna Nowakowska
"Najwidoczniej instrukcja obsługi kobiety nie była wcale taka trudna."
"Skandal" jest książką autorki, którą na bank możecie kojarzyć na tym blogu, czyli pod pseudonimem K. N. Haner. Książki tej Pani towarzyszą mi od dawna, w sumie jeszcze przed tym, jak założyłam bloga. Zdecydowaną większość z nich kocham, jest nawet kilka takich, które bardzo polecam. "Skandal" miał być czymś nowym w jej dorobku literackim, więc niezwykle czekałam na tę książkę. Jak było?
JULIA od kilku lat życie pod butem swojego ojca i starszej siostry. Dla rodzinnej firmy musiała porzucić swoje marzenia i dostosować się do wymagań innych. Jej stanowisko w firmie... jest dziwne, aczkolwiek dziewczyna odgrywa tam sporą rolę. Pewnego dnia, w nagłej sytuacji przejmuje klienta po siostrze i musi się wykazać. Spotkanie nie idzie do końca po jej myśli, a na dodatek, dziewczyna będzie musiała spędzić 3 miesiące w towarzystwie tego irytującego anglika. JAMES podobnież jest arystokratą. Świadczą o tym jego maniery, pieniądze i... po prostu informacje od autorki. Tak naprawdę James mógłby być normalnym, zaradnym przedsiębiorcą, gdyż ta jego arystokratyczność ni jak się tutaj nie objawia. Charakter tego pana jest dość skomplikowany, ale w przeważającej części książki oceniałam go niestety jako gbura. To facet, który nieświadomie skłoni Julię do przemiany i wywróci jej życie do góry nogami.
No to ten... pierwsze negatywne fluidy już macie w powyższym akapicie. Dalej czytacie nieco na własną odpowiedzialność, gdyż mogę nawiązywać do konkretnych wydarzeń w książce. Julia i jej praca to rzecz, której totalnie nie zrozumiałam. O ile ojciec ma firmę dziwnie wielobranżową (salony samochodów, nieruchomości, inwestycje i mnóstwo innych) o tyle nie rozumiem, czemu z dnia na dzień, Julia stała się asystentką Jamesa. Asystentka to też mocne słowo. W Nowym Jorku dziewczyna spaceruje po parku, odpoczywa w hotelu i bierze udział w kilku spotkaniach, podczas gdy James ciężko pracuje nad swoją firmą. Warto wspomnieć, że przed wyjazdem dziewczyna przechodzi okres buntu: ma dość wiecznego podporządkowywania się rodzinie, chce pokazać swój charakter. W związku z tym staje się bardziej towarzyska... powiedziałabym towarzyska aż za bardzo, gdyż trąciło brakiem rozwagi i szacunku. Toteż relacja Julii z Jamesem wyglądała właśnie dla mnie tak, jak towarzystwo dla rozrywki.
W Polsce Julia nie jest doceniana, ale za granicą zamienia się w pracownicę na medal. Szczególnie obrotna jest w hotelach: na ostatnią chwilę załatwi co się da i gdzie tylko się da. Jej zajęcia i umiejętności są momentami tak sprzeczne, że aż dziwią. W sumie niejednokrotnie sprzeczne są jej myśli, kiedy chce się zbuntować i być sobą, a w kolejnej sekundzie jednak jest zagubioną dziewczynką. Pierwsze miłosne chwile między głównymi bohaterami w książce są mega dziwne. Przyjemność miesza się z wyrzutami sumienia i płaczem. Cała ta scena była jak dla mnie na siłę. Wszystko to jak dla mnie nie kleiło się wcale, nie było totalnie czuć chemii między tymi postaciami. Kiedy Julia zaczyna torować swoją pozycję w Nowym Jorku, paradoksalnie uznaje, że możliwość samodzielnego wyboru stroju czy jedzenia to... świetna nagroda za to, co przeszła do tej pory. Może się nie znam, ale z kreacją tej bohaterki zdecydowanie coś poszło nie tak.
Czytałam i cały czas czekałam. Czekałam, aż coś się zacznie, aż książka wzbudzi we mnie emocje, jakiekolwiek emocje. Niestety z ogromną przykrością muszę powiedzieć, że całość była dla mnie niezwykle nudna. Złapałam się na tym, że dawkowałam sobie po jednym rozdziale i robiłam przerwy. James jako mężczyzna w ogóle nie podziałał na moją kobiecą wyobraźnię, nie było w nim nic, co mogłoby mnie jakoś do niego przyciągnąć. Historia okazała się być sztywna, choć sam pomysł wydawał się mieć naprawdę duży potencjał. Fabuła rozwijała się niezwykle dłuuuuugo, punkt główny historii był wykonany na biegu, plusem było jedynie zakończenie. Tak naprawdę ostatni rozdział i epilog to jedyne momenty w książce, które mnie jakoś mocniej ruszyły i zaciekawiły. Po mozolnej przeprawie przez prawie 300 stron, to właśnie końcówka okazała się momentem pocieszenia, który jakoś próbował tę książkę podnieść z poziomem. Zdecydowanie się zawiodłam, mogłabym tutaj wymieniać naprawdę wiele przykładów, które są "na nie", ale też nie chcę spojlerować w cały świat. Mam sentyment do autorki, więc pewnie sięgnę po kolejną część i dam szansę tej historii. A może coś jednak się poprawi ;)
"To piękne i smutne zarazem. Kochać kogoś tak bardzo, że nawet po jego śmierci
nie jesteś w stanie ułożyć sobie życia z kimś innym."
Za egzemplarz dziękuję: