365 dni- Blanka Lipińska

"Jestem autorką, nie pisarką. Pisarzem to był Żeromski. 
Ja jestem wesołą grafomanką"

O czym jest 365 dni Blanki Lipińskiej? 
Naprawdę ciężko mi zacząć tą opinię. Profesjonalną recenzentką nie jestem, a taki typ posta do tej pory zdarzył mi się tylko raz, ale... no jak widać, bywa. Nie umiem inaczej wypowiedzieć się o tej książce. Może jakbym się wyjątkowo postarała (musiałby być poziom skupienia jak przy pracy licencjackiej) to coś bym Wam napisała, ale stwierdziłam, że już wiele powiedziano o tej książce. Dla wytłumaczenie specyfiki tego posta powiem, że książka według mnie jest zła, po prostu szkodliwa, szczególnie, jeśli przeczytają ją osoby młode. Ten post ma na celu zniechęcenie osób, które jeszcze tego nie czytały oraz wywołać dyskusję dla osób, które to (o boże!) przeczytały lub próbowały to zrobić. Także oficjalnie, po raz drugi na tym blogu:

UWAGA: Ten post jest PEŁEN spoilerów (wręcz a la streszczenie). Wchodzicie na własną odpowiedzialność.

Za ewentualne przekleństwa nie przepraszam, nerwy mną miotały :D

Postaram się zacząć od pewnego sprostowania. NIE czytałam tej książki z zamiarem skrytykowania jej. BA! Ja niesamowicie mocno chciałam jej bronić. Dlaczego? Bo mam dobre serce i lubię dawać szansę polskim autorom oraz szczególnie nie trawię sytuacji, kiedy blogerzy "jadą" po książkach bez ich czytania. Ponadto uwielbiam jedną z polskich autorek, która szczyci się sprzecznymi opiniami. Nie chcę tu absolutnie nikogo porównywać, ale chodzi mi o sam schemat. K. N. Haner jedni uwielbiają i kochają, inni nienawidzą. Mówię tutaj o ocenie literatury, a nie autora. Absolutnie nie patrzę na "365 dni" przez pryzmat tego, jaka jest Blanka w mediach (tak szczerze to obserwuję jej Instagram i go lubię!), ani jak promuje swoją książkę. Chciałam jej dać szansę i mieć swoją opinię, a wyszło tak, że mogłam jednak posłuchać znajomych "po fachu". 



Całość zaczyna się od MASSIMA, który w swoim prywatnym samolocie dopuszcza się gwałtu oralnego na stewardessie. To pokazuje jego perwersje i naturę, która jest mocno zachwiana (raz miły, poukładany, raz groźny mafioso). Chwilę później LAURA, główna bohaterka leci na wakacje na Sycylię. Wybiera się tam ze swoim chłopakiem oraz dwójką znajomych (inną parą). Oczywiście z wyczuciem tajniaka od samego początku ma nosa do tego, że ktoś ją obserwuje. Na lotnisku dostrzega ją Massimo, głowa miejscowej rodziny mafijnej. Dziewczyna jest jego PANIĄ, którą zobaczył kilka lat temu podczas śmierci klinicznej. Przez te kilka lat wielu wybitnych malarzy stworzyło do jego domu portrety tej kobiety, a on czekał... czekał, przekonany, że kiedyś się zjawi. No i stało się! Czas na męską decyzję... Massimo wydaje polecenie, aby dziewczynę porwać. 


Dziewczyna kłóci się ze swoim chłopakiem i wychodzi z hotelu. Zostaje porwana, ale znajomi bawią się w najlepsze dalej. KIJ tam, że zostawiła tylko liścik i zabrała rzeczy. KIJ tam, że jej chłopak jej nawet nie szukał, a nawet zdradził ją po narkotykach. Ona tego nie wie, bo załatwiała to mafia. Budzi się w obcym miejscu i zostaje zaprowadzona do CZARNEGO, którego kojarzy już z imprezy (był na jej urodzinach, ubrany na czarno, stąd ksywka). Gość bez żadnych wątpliwości opowiada jej swoją historię i stwierdza, że Laura ma 365 dni na pokochanie go, a w tym czasie nie będzie więźniem (O NIE!), tylko po prostu z nim zamieszka. Jakby jej się coś nie podobało to ma się na wszystko zgadzać, a on zagrozi jej rodzinie (o tak... w końcu to mafia!).

Co robi dziewczyna? Jest niesamowicie zła! No dosłownie... przez jakieś 2 dni, bo później stwierdza, że ten Włoch jest całkiem przystojny, a zakupy na jakie ją zabrał (wartości dużego mieszkania w Warszawie!) są całkiem spoko. W sumie jak to sama myśli... "co mam do stracenia?". Muszę też powiedzieć w tym miejscu nieco o stylu, w jakim jest napisana ta książka. Spójrzcie na cytat u góry, ten w którym autorka mówi sama o sobie. Miała rację. Całość to dzieło na poziomie licealistki, która oczytała się na Wattpadzie słabych książek (bo nie wszystkie stamtąd takie są!) i zaczerpnęła dosłownie KILKA słów z "poważniejszego" słownika. Główna bohaterka kilka lub kilkanaście razy czuje się SKONFUNDOWANA. Nie wiem, ale chyba Blanka bardzo lubi to słowo. Swoją drogą ja czytając tę książkę też kilkakrotnie byłam prawie kuźwa skonfundowana, więc może i to celowy dobór słownictwa?

JEDZIEMY DALEJ! Dziewczyna to huśtawka nastroju (coś jak metronom, który lata od lewej do prawej). Raz stwierdza "nie, nie pozwolę się rządzić Massimo", później myśli "on jest szefem mafii, wie co robi, a mi tu w sumie nie dzieje się krzywda". Kiedy przy pierwszej lepszej kłótni gość wychodzi, ona już za nim tęskni... Dziewczyna dorabia się pewnego systemu dnia. Rano, na śniadanie (a co tam!) szampan. I to nie byle jaki: najdroższy, z konkretnej marki (nie żeby taki sam na swoim IG piła Blanka...). Chwilę później okazuje się, że Laura ma problemy z sercem i każda stresująca sytuacja kończy się omdleniem. NO I MAMY... pół książki wygląda tak: szampan, stres, omdlenie, leki na serce, spanie. Główna bohaterka tak właśnie tutaj wygląda (nie żeby coś... leki i procenty to całkiem spoko rzecz, ale lepiej nie testujcie!). Laura jest jeszcze w stanie żartować sama z siebie, że alkoholiczką to ona nie jest, no ale skoro przynoszą jej rano takie schłodzone smakołyki... to czemu się nie zabawić!



Po kilku dniach w pięknej willi Laura widzi jak Massimo zabija pewnego gościa. Czemu? Nikt nie wie. Jak reaguje on? Początkowo w sumie wcale, bo przecież nie ma problemu nie? Niech się dziewczyna przyzwyczaja! Patrzy się na nią i myśli, czy ona ucieknie. Laura zaszywa się w pokoju, a później mdleje prawie za każdym razem jak przechodzi obok tego miejsca. UWAGA jak reaguje wtedy jej Pan? Kilka tygodni później zmienia kafelki oraz ogród dookoła, bo jest przekonany, że lepszy wygląd lasce się spodoba, a on nie będzie już w jej oczach zabójcą (HA. HA. Ha, a ja się dziwiłam, że zakupy ją przekupują...).
Od samego początku ON powtarza jej, że nie zrobi nic przeciwko niej. ALE dziewczyna musi na niego uważać i go nie podpuszczać. To tylko szczegół, że on się o nią ociera, siada na niej i ją maca po czym się da albo (What the fuck! przecież nic nie zrobił!) przypina ją do łóżka i na jej oczach zabawia się z prostytutką. Nie... Laura ma czas żeby się w nim zakochać i ma na to cały rok, a Massimo tak naprawdę ją przecież kocha!


SEKS w tej książce jest nieporozumieniem. W opisie na temat autorki możecie przeczytać, że chce ona w Polsce otwartości na temat seksu, a ta książka ma być próbą zrozumienia miłości. ŻE CO PYTAM? Wiecie, ja tutaj nie chcę się na takie tematy wypowiadać, ale powiedzmy, że wspomnę co pojawia się w książce. Massimo (lub autorka) ma świra na punkcie ostrego seksu oralnego, w którym kobieta krztusi się i nie czerpie z tego przyjemności. Za jakimś tam 10 razem musi to polubić, bo on to lubi. Kiedy bohaterowie po raz pierwszy kochają się ze sobą (nie pieprzą, bo to było już wcześniej) to w ramach czułości on na siłę nakłania ją do seksu analnego. W wodzie, bez zabawek, przygotowania, czy innych takich. Od razu gość wchodzi na pewniaka, ona się boi, ale HELOŁ... 3 zdania później już leci w kosmos. Ja się naprawdę dziwię. Uwierzcie mi. Mocno się dziwię, że Lipińska została zaproszona chociażby do Pytania na śniadanie na rozmowy o seksie. Dziwię się, że zajmuje się ona m.in. terapią seksu, a napisała takie bzdury w swojej książce!  Dziwię się, że są w Polsce kobiety, które chwalą tę książkę za ten aspekt. Dziwię się, że nie wezmą jakiegokolwiek innego dobrego, polecanego erotyku i nie zobaczą w czym jest różnica, kiedy autor ma wyczucie dobrego smaku. Liczyłam, że ciekawe i oryginalne sceny seksu uratują tę książkę. Ale ani nie są ciekawe, ani oryginalne, ani jej nie ratują. Kaplica


No to mamy... bohaterowie uprawiają seks. Za pierwszym razem gość nie używa zabezpieczenia, na co Laura myśli (dopiero po fakcie), że heloł, Massimo co ty robisz. On maca jej biceps i mówi, że tu wrzucił jej implant (kij, że nie zbadał jej, czy może to mieć, bo nie wiedział nawet, że ma problemy z sercem na samym początku). Ona oczywiście wierzy i dalej ich życie seksualne ma się super dobrze. KUR*A serio. Tak niecały tydzień znajomości, a porwana naprawdę dobrze się bawi! Zbiegiem okoliczności wychodzi na jaw, że nie jest to implant, a nadajnik, a Massimo chciał złapać ją na dziecko, aby ta go nie zostawiła. Jak reaguje dziewczyna? Jest zła i skonfundowana! Ale znowu tak mniej więcej jeden dzień. 

Ta książka jest bez celu. Naprawdę nic tutaj się nie dzieje. Laska jest porwana i nawet nie zachowuje się jak osoba porwana, ona dosłownie po jakimś tygodniu (poważnie, poważnie...) jest zakochana. Celem Massima jest to, aby zaszła w ciążę i to jest właśnie koniec tej książki. Laura całkiem przewidywalnie jest w ciąży. ALE SŁUCHAJCIE. Jest w 6. tygodniu ciąży. W tym momencie muszę wspomnieć o bezsensowności czasu w tej książce. Główna bohaterka w tym czasie zdążyła pozwiedzać przez tydzień nieco świata, zaakceptować swoją sytuację, następnie rozstać się z nim na 2 tygodnie i jechać do Polski, wrócić, a później jeszcze zaprosić na Sycylię swoją przyjaciółkę oraz się zakochać. SERIO. Po kalkulacji wychodzi na to, że "związek" głównych bohaterów trwa 4 tygodnie, a ona zaciążyła za pierwszym razem i uważa to za swoje PRZEZNACZENIE. Ja nie mam więcej pytań. 



No może jeszcze na koniec powiem o tej dwutygodniowej rozłące i wizycie Massima w Polsce. Laura kłóci się w trakcie ze swoim "lubym", a później widzi w wiadomościach wiadomość o tym, że być może on zginął. Czeka na niego, ale nie może się doczekać, więc wraca do Polski. Tam w ramach zadośćuczynienia (ona uważa, że to logiczne i zasługuje) czeka na nią mieszkanie na własność, luksusowe auto i vipowska karta. Dziewczyna jedzie do rodziców, oni w szoku jej bogactwa, i myślą, że nie no... tak szybko dostała awans! Jej mama jest podejrzliwa, ale co tam... jak Laura będzie chciała to opowie jej później (nie no komedia! szczególnie, że od samego początku Laura martwiła się jak wyjaśni sytuację MEGA troskliwym rodzicom). Ogólnie laska bawi się w najlepsze przez 2 tygodnie i powiedziałabym, że nawet zapomina na chwilę o "śmieci" chłopaka. Pewnego dnia Massimo jest w jej mieszkaniu, a ona musi jechać na wesele kuzynki. Na weselu polskim jest jakoś tak mało po polsku... ON idzie z jej bratem do pokoju na mini prywatną imprezę narkotykową, przez co ona jest zła. Idzie pić na umór ze swoim byłym gdzieś w krzakach, a on chce ją zgwałcić. Massimo go zabija, nikt nic nie widzi i nie podejrzewa. Massimo zły wyjeżdża, ona wraca sama do domu. Nie żeby tam wesele... na które poszła z rodzicami. Nie żeby tam tańczyć i bawić się z gości, bo to jest passe i w ogóle można sobie wyjść, a nikt nic nie widzi. Laura po części winna zabójstwa przejmuje się tym oczywiście znowu jakieś dwa dni!


TA KSIĄŻKA JEST ZŁA. Laura oczywiście nie ma problemu z codziennym rozmawianiem po angielsku oraz przechodzeniem między językami, gdy wita się ze znajomymi. Massimo z jej mamą rozmawia po rosyjsku, a z ojcem po niemiecku, bo jest taki fajny, a kij, że siedzą w jednym pokoju (a! no z Laurą w tym samym czasie po angielsku). Dziewczyna jak dowiaduje się o ciąży to już w 4 tygodniu martwi się o pasy w samochodzie, a gdy nie wie, czy może się opalać, to stwierdza, że w sumie już dużo chlała zanim wiedziała o ciąży, więc co tam! Massimo jest szarmancki. Karze dziewczynę i pomaga jej wybierać: gwałt oralny lub zrobienie jej minetki bez jej przyjemności i kontroli. Jest również wykształcony. Znajdziecie tutaj takie piękne teksty jak "Zerżnę cię w usta. Mogę?", czy "Łykaj, wyliż go do czysta". Przynajmniej chłopak jest konkretny i pyta dziewczyny, o zdanie (chociaż nie chce go znać, bo robi swoje!). No powiem Wam dziewczyny, bohater roku! W tym wszystkim jest jeszcze wiele innych aspektów, o których naprawdę DUŻO by mówić (a i tak już wyszedł poemat). Dominico, brat Massimo, znajomości w każdym zakątku na ziemi, marki ubrań wymieniane na każdym kroku, czy irracjonalne zachowania Laury. Nie chcę Was dłużej chyba już męczyć. Jak mogę to podsumować? Chyba lepiej nie mogę. Przytoczone kwestie mówią same za siebie. Najgorsze 9 godzin (słuchałam audiobooka)  moim życiu. Przy tym książki takie jak "Grey" stają się naprawdę godne uwagi...

PS. Książka dorobiła się 2 tomu (na który nie mam już nerwów, ani ambicji) oraz zapowiedziany jest 3 tom + ekranizacja. Ja wymiękam!
PS.2. Wiele osób prosiło mnie o ocenę kolejnych części tej książki. Mówię nie. Ta opinia nie ma na celu śmieszkowania, książka naprawdę mi się nie podobała, więc nie chcę czytać kolejnych części tylko po to, żebyście mogli poczytać sobie coś zabawnego. Ta wizja była kusząca, jednak w jakiś sposób nie chcę robić sensacji na czyjejś pracy. Nie podobało mi się, nie czytam na siłę :)

Jeżeli komuś książka się podobała powiem: SZANUJĘ. Dla mnie to nieporozumienie i są to moje wrażenia!

40 komentarzy:

  1. Czyli, wielkie g jakich dużo. Lepiej nie tykać i pozwolić tykać innym, którzy lubią marnować swój czas.
    Chociaż dalej nie rozumiem zachwytów nad tą książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze dawno tak sie nie ubawilam czytając recenzje, jesteś doskonała, ja próbowałam ta książkę przeczytać, ale to bylo ponad moje siły,czytając ma się wrażenie że pisze to licealistka, niestety ksiażka bardzo słaba, ale Twoja opinia wywołała we mnie mnóstwo pozytywnych uczuć.Dawno tak się nie uśmiałam. Czekam na więcej recenzji :-)

      Usuń
  2. Niemal popłakałam się ze śmiechu :D Twoje teksty plus te memy to majstersztyk :D Już wcześniej nie miałam ochoty na tę książkę, a teraz brak ochoty tylko wzrósł. Cudna recenzja, rozbawiłaś mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, nie ukrywam, że trochę taki miałam zamiar. Chociaż mój ból w trakcie czytania mogłam zamienić na niego humoru :D

      Usuń
  3. Genialna recenzja! Popłakałam się ze śmiechu. Czy ta Blanka to nie pisze czasem dla jaj?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Kto wie? Może to taki ukryty żarcik? :D

      Usuń
  4. Nie chcę Cię martwić, ale części ma być podobno 4... Po Twojej opinii tym bardziej cieszę się, że posluchałam głosu rozsądku i nie sięgnęłam po tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeden Grey chyba wystarczy :D Odnoszę wrażenie, że w wielu książkach tego typu logika kuleje, ale mało kto na to patrzy, bo i tak pełni w nich drugorzędną (jeśli w ogóle) rolę, a główni męscy bohaterowie to raczej zbiór życzeń/fantazji autorek, niż postacie, które powinny stwarzać jakiekolwiek pozory wiarygodności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze powiedziane: jakiekolwiek pozory. Ja już nie wymagam książek IDEALNYCH i bohaterów idealnych, ale niech to posiada chociaż namiastkę logiki :D

      Usuń
  6. Kiedy skończyłam czytać tą książkę miałam bardzo mieszane uczucia i w trakcie jej czytania przerywałam kilka razy, bo nie mogłam czytać dalej. Ale z drugiej strony, po skończeniu jej, nie żałuje. A po przeczytaniu tej recenzji utwierdzam się w przekonaniu, że właśnie taki był jej cel. Kontrowersje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy autorka tej książki wyznaczyła jej cel. Początkowo szczyciła się romansem i była zadowolona z wydania. Dopiero pod falą krytyki zmieniła swoje wypowiedzi i zaczęła się bronić, że to niby tak specjalnie, że to takie miało mieć efekty. Po prostu chyba nie spodziewała się tylu złych opinii ;)

      Usuń
  7. Świetnie się bawiłam czytając Twoja recenzje 😂 Książka straszy mnie we wszystkich okolicznych kioskach. Dzięki za ostrzeżenie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam tekst, bo książki i tak czytać nie będę. No... szaleństwo.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapomniałaś tylko wspomnieć o tym, ze Laura i jej przyjaciółka są wykształcone i obie na wysokich stanowiskach, jednak klną jak szewc i nie mają o czym rozmawiać poza facetami i zakupami.

    Generalnie Twoja recenzja/streszczenie znakomite !!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie...Laura jest po liceum. Zawód, który wykonywała zanim trafiła na Sycylię, to menager hotelowy - do tego studiów nie potrzeba tylko zmysłu organizacyjnego i umiejętności szybkiego ogarniania kilkunastu lub kilkudziesięciu zadań w krótkim czasie. No i dobra znajomość języka angielskiego. To taki trochę "hologram" samej autorki, która również edukację zakończyła na liceum i jest menagerem nocnych klubów. A Olga nie hańbi się żadną pracą tylko żyje ze sponsoringu....wcale się z tym nie kryjąc....

      Usuń
  10. Recenzja znakomita :) Mimo Twojej niechęci do książki, chętnie po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. To jest najlepsza recenzja tej książki jaką do tej pory czytałam. Świetne podejście.
    Od samej książki od dawna trzymam się z daleka i nie zamierzam sięgać.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  12. A ktore to polskie erotyki są lepsze?

    OdpowiedzUsuń
  13. Ha Ha Ha ! Widać, że tą opinię wystawia osoba, która nie uprawia zbyt wiele seksu lub poprostu lubi leżeć jak kłoda i nic w łóżku nie robić. To jest jedna książek z niewielu, która tak mnie wciągnęła. To jest książka i to jest świat fantazji, który może wyglądać jak komu się podoba. A Ty to pewnie jak by Cię porwał jakiś bogaty, mega przystojny koleś, który Cię rozpieszcza to byś wiedziała i płakała?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje życie prywatne ma się bardzo dobrze i nie będę się z tego tłumaczyć. Jak widać twój komentarz jest na tak słabym poziomie, że nawet nie podpisalas/les go swoimi danymi. Nie skomentuję podejścia do tego, że jak ktoś ma hajs i Cię porwie to w sumie można się cieszyć...

      Usuń
    2. Ja czasami nie wierzę, że ludzie piszą takie rzeczy publicznie... OMG!

      Usuń
    3. Czy Ty się dobrze czujesz? Bo wies, poziom żenady Twojego komentarza to takie dwunaste piętro pod piwnicą. Jakieś dno dna i wykop pod spodem. Kretynizm konkretny.

      Usuń
    4. No tak, bo jak koleś jest przystojny i bogaty, to może gwałcić i robić, co mu się tylko podoba. Naprawdę chciałabym wiedzieć, co fanki tego dzieła mają w głowach...

      Usuń
  14. A jeszcze cały czas miałam nadzieję, że w końcu napiszesz: i wtedy się obudzilam, to był tylko zły sen ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha ja miałam nadzieję na poprawę do samego końca, bo ciężko to było wytrzymać :D

      Usuń
  15. Kupiłam w biedronce na przecenie, ale nie zaczęłam jeszcze czytać. Chyba zmarnowalam hajs.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czy autorka kiedykolwiek odniosła się do zarzutów normalizacji gwałtu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Twierdzi, że niczego takiego tam nie ma, bo to tylko "ostry seks", a jak ostatnio jakaś dziewczyna na jej profilu zwróciła uwagę na niektóre sceny, które zdecydowanie są gwałtem, to jej odpisała, że tylko ciasne umysły widzą tam gwałt :)

      Usuń
  17. Twoja recenzja to mistrzostwo. :D Miałam się zabrać do tych 365 dni, ale po Twojej recenzji chyba naprawdę podziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Przeczytałam z ciekawości, czy serio jest tak źle i śmiałam się cały czas, szukałam błędów i łapałam się za głowę. Idealna książka, gdy masz gorszy tydzień i szukasz czegoś dla zabicia czasu. Nie lubię zostawiać zaczętych serii, ale trochę się boję sięgać dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej. Tym razem wymiękłam. Nie wiedziałam, że tak dużo może zdarzyć się w przeciągu miesiąca. Szok. Szmirowy zawrót głowy, aż trudno ogarnąć. Może autorka lubi takie "dzieła". Jak widać czytelnicy też. Może lepiej pisać książki "o niczym" i zbierać dużo recenzji? Nie ważne co, byleby pisali.
    Chyba muszę zmienić swój styl i pisać "o niczym", wówczas książki będą miały reklamę ;)
    Ja opisuję w swoich baśniach trzy krainy, skrzatów, ludzi, okolicę zaklętego zamku, do tego wstęp
    i zakończenie. Sama tworzę ilustracje do baśni "Kroniki skrzatów" (jeżeli mogę podać tytuł). Uwierzcie mi, to wymaga dużej koncentracji, zgrania czasowego pomiędzy krainami. Masa roboty, godzin nad tekstem i malunkami. Nie wiem jak to robią inni autorzy? Ja potrzebuję na napisanie książki (ok. 500 stron + 12 ilustracji) Dwóch, trzech lat. Tak, tak dużo czasu. Sam proces wydawniczy trwa pół roku. To sami odpowiedzcie sobie, czy można wydawać książkę, za książką w przeciągu roku? Ja nie potrafię. Nie bardzo wierzę w dobrze napisane dzieło w krótkim czasie. Nie da się, przynajmniej w moim przypadku ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Szczerze cię podziwiam, że podjęłaś się wysiłku przeczytania i recenzji lol Wiem,ile cię to musiało kosztować.
    Żałuje, ze takie COŚ co nie można nazwać książką zostaje wydane, a tyle dobrych książek zapewne jest pisanych do szuflady albo odrzucanych przez wydawnictwa bo tylko na TAKIM CZYMŚ można zarobić kasę.
    ~Pola
    www.czytamytu.blogspot.com Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetna recenzja, wiedziałam, oczywiście, że nie będę tego czytać, ale również naprawdę podziwiam, że podeszłaś do tego profesjonalnie, przeczytałaś i wszystko trafnie opisałaś. Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  22. Książka nawet mi się podobała. Czytałam o wiele gorszych pozycji od niej więc dla mnie jest na OK

    OdpowiedzUsuń
  23. Boże! Dziękuję za cenną recenzję!
    Kobiety, które czytają erotyki Blanki, spędzają samotne chwile w sypialni i uciekają w tandetną fikcję. Szkoda, że na rynku wydawniczym, marny poziom własnych kompleksów, blokuje dostęp do wartościowej LITERATURY.

    OdpowiedzUsuń
  24. Wspaniała recenzja! Dziękuję Ci za nią. Cieszę się, że ktoś mówi wprost, jak zła i szkodliwa jest ta książka (nie chcę nawet wiedzieć o czym są kolejne części).

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie gustuję w takich książkach. Kiedyś z ciekawości przeczytałem kilka rozdziałów Greya, ale ogólnie gustuję w nieco innej tematyce. Jeśli jednak komuś to się podoba, to niech czyta. Warto jednak kiedyś takiej osobie pokazać inną książkę, która będzie równie lekka, a zdecydowanie lepsza.

    OdpowiedzUsuń
  26. A mnie bardzo podobała się ta bajkowa historia,opowieść, zwłaszcza w korelacji wszystkich 3 części. Właściwie mogę powiedzieć, że niewiarygodnie wciągnęła mnie, zwłaszcza na etapie końcowym pierwszej części oraz cała druga część...a zwrot akcji w trzeciej części wręcz mnie pochłonął. Dzięki trzeciej części - opowieść ta nabrała nowego rozpędu. Autorka wystrzegła się błędu trzeciej części 50 Twarzy Grey'a, gdzie opowieść się spaliła, bo historyjka "znudniała". Moim zdaniem książka jest znacznie lepsza niż film 365 dni, choć jak wiemy - to obrazy najbardziej robią na nas wrażenie. Całkowicie zgadzam się też z recenzją i uważam, że odczucia Iskierki opisane w tej recenzji są w 100% właściwe co do realności historii, naiwności rzeczywistości w niej opisanej itp...Początkowo sama miałam dokładnie takie samo odczucie. Ale ponieważ jestem już na takim etapie życia, że przestałam zastanawiać się czy coś wypada czy nie, tylko brnę w to mówiąc sobie - "kij - zobaczymy co się stanie, co z tego wyjdzie" - mając tak beztroskie podejście do tej książki - historia zaczyna być fajnym, kolorowym, światem bajki i mimo, iż występują w nim mroczne elementy - mamy świadomość, że to tylko opowieść, że to nie wydarzyło się na prawdę, i że to nie my musimy zmierzać się z tymi demonami. A opisy tych fajnych sytuacji czy też elektryzujących scen wręcz porno - tak na prawdę są w nas, gdzieś w głębi naszych podświadomych pragnień....tylko nie zawsze potrafimy się do tego przyznać sami przed sobą, a tym bardziej przed naszymi partnerami. Podeszłam do tej książki - właśnie jak do książki, jak do fikcji, świata bajki w którym wcale nie musi być logiki...ważne, że jest przyjemnie, inny świat niż ten w którym żyję...i pewnie dlatego dałam ponieść się samym pozytywnym emocjom z niej płynącym. Każdy z nas codziennie, chociaż na chwilkę ucieka do swojego wewnętrznego świata marzeń, fikcji, baśni... Uważam też, że książka jest napisana w bardzo przystępny sposób i powiem dlaczego : 1) Zdania są krótkie (krótsze od moich, ha, ha), a jednocześnie wyraźnie opisujące aktualny moment w opowieści,obraz otoczenia oraz atmosfery. 2) Prosty język (choć rzeczywiście wielokrotność z jaką padało słowo "skonfundowany" zwróciło moją uwagę) 3) Niekiedy wulgarny, ale jakże znany nam język - rzeczywiście na początku byłam trochę skonsternowana nim (hi,hi - też mam zapędy grafomańskie), ale po pewnym czasie przywykłam, bo, gdy zastanowiłam się nad tym jak my baby rozmawiamy ze sobą siedząc we własnym gronie przy alkoholu i rozprawiamy...o tych tematach - to przyznałam, że tak właśnie to wygląda. Używamy tego języka i świetnie się przy tym bawimy. 4) Najbardziej jednak zaskoczyła mnie rozwiązłość - żeby nie powiedzieć puszczalstwo - koleżanki Laury - Olgi.Zresztą niestabilność uczuciowa Laury (zwłaszcza po alkoholu) też troszkę mnie zażenowała. Ale też wytłumaczyłam sobie to tym, że przecież znam takie osoby i one po prostu takie są z natury, a w relacjach społecznych są lubiane...więc cóż....A poza tym - świat i morale się zmieniają. Reasumując moją opinię - myślę, że nie ma co sugerować się negatywnymi opiniami, tylko jeżeli kogoś zainteresowała historia chociażby na podstawie filmu - powinien sięgnąć po książkę i sam ocenić, czy go wciąga czy nie. Myślę, że ona może wywoływać skrajnie różne odczucia, a przez sugerowanie się tylko i wyłącznie opinią innych może ominąć nas fajna rozrywka, która komuś się nie spodobała, ale dla innych byłaby świetną odskocznią. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanuję odmienne opinie, nawet jeśli uargumentowane. Jakoś jestem w stanie wyobrazić sobie Pani podejście do bajkowości tej książki, choć ja, jeśli chcę przeczytać totalnie odrealnione historie, wolę świadomie wybierać fantastykę. Rozumiem zamysł erotyków, które są naszymi "brudnymi" fantazjami. Ale mimo wszystko, niech chociaż ogólna logika jakoś się "kupy-dupy" trzyma :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2014 Iskierka czyta , Blogger