Dominic- L. A. Casey

"Uśmiechnęłam się dumnie, ale przestałam, gdy zauważyłam,że wszyscy uczniowie w klasie 
się na mnie patrzyli. 
- Ona umie się uśmiechać – usłyszałam jak ktoś mówi. 
- Nico, czy ty zepsułeś Bronagh? Bo ona się śmieje i pozwoliła komuś usiąść obok siebie, 
a to dla niej jest po prostu…. Dziwne."


Musicie mi uwierzyć, że naprawdę kocham Wydawnictwo Kobiece i nieszczególnie lubię krytykować ich książki. Czuję się jak "zdrajca swoich", no ale zakładając tego bloga w dużej mierze obiecywałam sobie sama pisać szczerze. Serię Braci Slater zapewne kojarzy większość czytelników, którzy interesują się tego typu gatunkiem. Nie dziwię się wcale. Wydawnictwo postawiło na dużą reklamę i w sumie trochę wiem już dlaczego. Mianowicie dobra książka broni się sama, tutaj widocznie trzeba jej było mocno pomóc. To nie jest tak, że żałuję jej przeczytania lub poświęconego czasu. Spodziewałam się jednak czegoś zgoła innego, a w dodatku jest tu tyle sprzeczności, że aż głowa mała. Zatem o co w trawie piszczy?

To, co szokuje na samym początku to wiek bohaterów. Po takim opisie spodziewałam się około 25-latków, a oboje uczęszczają do liceum. ONA to dziewczyna skrzywdzona przez los, która straciła rodziców w wypadku. Zamknęła się w sobie i stanowi swego rodzaju wyrzutka społecznego. Początkowo szara myszka, a poznając Dominica robi się z niej totalna ryzykantka i imprezowiczka. Jak dla mnie zbyt duży przeskok osobowości na tak krótkiej przestrzeni w książce. ON to zadufany w sobie, młody i napalony małolat. Oczywiście zawsze musi dostawać to, co chce. Jak już zdobywa dziewczynę to jest chorobliwie zazdrosny w tak nachalny sposób, że człowiek aż się zastanawia kto wytrzymałby na dłużej z takim typem. Niby opiekuńczy, ale aż przytłaczający sobą i nie pozwalający na żadne inne życie prywatne poza nim samym. Już "jaskiniowcy" od A. R. Reynolds byli lepsi (seria Until). 

Dominic ma kilku braci (już trudno mi zliczyć ilu). Oczywiście co każdy kolejny to bardziej przystojny. Kiedy nasza bohaterka poznaje jego rodzinę to nie wie na kogo ma patrzeć. Kaloryfer ściga kolejny kaloryfer. Całość jest tak naciągana, że aż trudna do wyobrażenia. Bohaterowie są pełni sprzecznych cech, które ciężko sobie zestawić u jednej osoby. Kiedy dziewczyna jakoś pierwszy raz poznaje jego braci to wchodzi do wielkiego domu, który oczywiście wygląda jak willa. Dorośli faceci oczywiście uroczo spędzają wspólnie czasu w salonie, w gronie rodzinnym, a część z nich (no przecież!) spocona odreagowuje nerwy na domowej siłowni! Wokół wszędzie przepych i przesada. Ciekawym wątkiem wydawały się być relacje głównej bohaterki z jej siostrą, Branną. Dziewczyny oddaliły się od siebie i próbują na nowo scalić więzi. Jednak siostra wydaje się być osobą lekko niepoważną. Spotyka się z najstarszym z braci Ryderem w ukryciu, bo boi się zaprosić go do domu, żeby nie narzucać towarzystwa "wycofanej siostrze". Jak się okazuje, że główna bohaterka powiedzmy, no "kręci"/zna się z Dominikiem to zaraz Branna wkręca ją w podejrzany, gansterski świat i nagle zapomina o odpowiedzialności i wszelkich konsekwencjach. Główna bohaterka z wycofanej, szarej myszki w przeciągu jakiś 2 dni zmienia się w osobę, która kocha oglądać nielegalne walki bokserów w nocnych klubach. OKEJ...

Książka posiada masę wątków i abstrakcji. Wydaje mi się, że autorka czytała dużo podobnych książek i na siłę pragnęła upchnąć wszystko w jednym tomie. Kompletny misz masz! Dramatyczne sceny, gdzie bohaterom zagraża niebezpieczeństwo to jak historia bollywoodzka z azjatyckimi scenami walki. Dziewczyna mimo zagrożenia snuje refleksyjne przemyślenia. Bracia Slater pojawiają się na miejscu oczywiście w OSTATNIM MOMENCIE i mimo mniejszej liczebności całość akcji ratunkowej przebiega bardzo sprawnie. Wątek walk na arenie wydaje się być marną podróbką serii Real. Widać w pewnych momentach, że autorka nie ma o tym większego pojęcia, a jedynie serwuje nam to, co sama gdzieś tam sobie wyobraża. Większość walk to zapychacz stron lub kolejny powód do opisania sprzeczek głównych bohaterów.

"Jasne, nadal strasznie mnie wkurzał, ale to nie była nienawiść. Nie zgadzaliśmy się ze sobą 
chyba w żadnej kwestii, lecz jego nieustępliwe zaloty powoli, ale chyba dobrym rezultatem, nakłaniały mnie, by przymknąć oko na fakt, że bylibyśmy prawdopodobnie najgorzej 
dopasowaną parą we wszechświecie. Do tej pory trzymałam ludzi na dystans, a teraz miałam
 takiej osobie pozwolić wejść do mojego życia? Był dla mnie ryzykiem, a ja zamiast 
automatycznie odrzucić ten pomysł, zastanawiałam się ,czy tego ryzyka nie podjąć."

To, co mnie bardzo drażniło to też niedopracowany styl autorki. Momentami wypowiedzi są bardzo infantylne, proste i potoczne. A to, co raziło już najbardziej to przekleństwa. Rozumiem, słowo w emocjach rzucone "po męsku" przez jakiegoś bad boya, dominatora. Ale licealista, który do swojej kobiety wyraża się suka, dziwka, menda? Ona, która wyraża się przykładowo kutafon? Całość stworzyła jeden wielki niesmak. Mimo, że jest to historia "od nienawiści do miłości" to brakło tutaj jakiegoś podstawowego, choć minimalnego szacunku względem bohaterów. Wyobraźcie sobie akcję, gdzie postacie niczym gimnazjaliści flirtują (a raczej zaczepiają się) na szkolnej lekcji WF, a w dalszej części książki robi się z tego niezły erotyk. No to wszystko po prostu jakoś się mega gryzie. 

Nie za bardzo rozumiem fenomen i szum wokół tych książek (przynajmniej 1 części + jej dodatku). Na półce mam dwa kolejne tomy i jakoś ciężko mi się zabrać. To, co zachęca to fakt, że bracia Dominica, o których te książki będą opowiadać, bo są to postacie już starsze. Mam minimalną nadzieję, że autorka JAKOŚ polepszy swój styl narracji i sprawi, że tamte historie będą ciekawsze. Jednym z takich przykładów jest dla mnie totalnie przecięta książka "Until November", gdzie jej kolejny tom o innych bohaterach "Until Trevor" był już na naprawdę dobrym poziomie. No cóż, książki kupiłam z automatu razem, bo liczyłam na wspaniałą historię, a całość świetnie wygląda na półce. Jestem swego rodzaju masochistą i lubię oceniać postępy autorów, więc przeczytam je dla porównania. MOŻE jeżeli będą nieco kulturalniejsze, a wydarzenia bardziej realne to polubię resztę serii? Ale... wydaje mi się, że jeżeli ktoś z Was ma wątpliwości czy po nie sięgać to mimo wszystko są chyba na rynku lepsze, bardziej dopracowane romanse! W dodatku te mini nowelki... nieco nabijanie kasy na sztukę książki. 

-Czy mogłabyś już przestać? - błagał. - Dramatyzujesz.
-Bracie - odezwał się szeptem głos po mojej prawej stronie. - Nigdy nie można mówić 
tego do wkurzonej kobiety. A już na pewno nie do wkurzonej Irlandki.

12 komentarzy:

  1. Chciałabym bardzo te książki, ponieważ ostatnio coraz bardziej chce mi się czytać romanse,a wiem, że te książki mogą mi się spodobać.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
    https://okularnicaczyta.blogspot.com/2018/05/czy-ktos-kto-sprzedawa-marzenia-innym.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy przeczytałaś całość recenzji, bo ta książka to raczej słaby erotyk, a niekoniecznie ciekawy romans ;)
      Więcej tutaj prób ukazania seksu, niż wątków skupionych na ukazaniu relacji uczuciowej między bohaterami :)

      Usuń
  2. Uhu ale pojechałaś ;] zupełnie nie spodziewałam się takiej recenzji bo wszędzie tylko dookoła ochy i achy ciekawi mnie sprawa tych gryzacych się elementow (wf + seks - w szkole? ?) wiec przeczytam z mojej czystej czytelniczej masochistości :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, ZAWSZE piszę szczerze i nie da się, żeby wszystko się człowiekowi podobało. Zwykle jak jest jakiś dobry romans/erotyk to "lecę za tłumem", też go polecam, no bo skoro jest dobry... Ale tutaj się zawiodłam, niestety!

      Usuń
    2. To najważniejsze żeby pisać na blogu szczerze co się myśli :)

      Usuń
    3. Cieszę się, że czytelnicy to doceniają! Czasami jest tak, że wydawnictwa wymuszają na bloggerach pozytywne opinie, przez co niektóre blogi nie są rzetelne i wiarygodne. Czytelnicy też jakoś "przyklepują" fakt, że każda recenzja jest zazwyczaj zachwalająca. Zdecydowanie nie popieram! Jak coś (w mojej opinii) jest złe, to tak piszę, jak uważam. Zdaję sobie sprawę, że mogą znaleźć się osoby, które polubią tę książkę, ale jak ktoś odwiedza mojego bloga to mniej-więcej "kojarzy" moje gusta i będzie wiedział, czy kierować się sercem, czy rozumem (hahah) :)

      Pozdrawiam i dzięki za miłe słowa!

      Usuń
    4. O tak jest sporo takich blogów ja często dopóki nie znajdę na blogu jakiejś negatywnej recenzji książki będącej egzemplarzem recenzenckim nie do końcu ufam blogerowi. Ach no i zauważyłam że niektórzy potrafią skrytykowac w poście książkę bardzo mocno po czym znaleźć mały pozytywny punkcik uczepić się go i wystawić ocenę 7/10 a to ocena bardzo dobra która nijak pasuje do recenzji książki którą bloger dostał od wydawnictwa ;]

      Usuń
  3. Jak zwykle genialna recenzja. Lubię właśnie to, że jak napisałaś w komentarzu wyżej: piszesz szczerze. Przynajmniej wchodząc na Twojego bloga i widząc pozytywną recenzję jakiś romansów/erotyków/innych książek nie zastanawiam się, czy jest to mydlenie oczu i podlizywanie się wydawnictwom.

    Dominica czytałam i podobał mi się, chociaż może nie zagłębiałam się AŻ tak w szczegóły, które opisałaś. No może faktycznie nie mają one większego sensu. Jednak ja dopiero zaczynam czytać romanse i jest to dla mnie "nowość", więc po prostu skupiam się na przyjemności, a nie analizowaniu całości. Z dłuższej perspektywy ktoś może faktycznie inaczej oceniać te książkę!

    Pozdrawiam Kaśka S.
    (Tak ... kiedyś może założę konto, a nie będę pisać z anonima!)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się bardzo, bardzo ze wszystkim co napisałaś. Było za dużo nierealnej dramy. I znowu drama i drama. I główny bohater... masakra. Po kontynuacje nie sięgam. :)
    potegaksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. O tej serii jest ostatnio dosyć głośno, jednak mnie do jej przeczytania skutecznie zniechęcają same okładki, które przywodzą mi na myśl erotyk jakich wiele. Po twojej recenzji, w której zawarłaś te kilka słów o fabule zdecydowanie sobie odpuszczam, bo "Dominic" nie zapowiada się nawet ciekawie...

    biblioteka-wspomnien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerość przede wszystkim. Ja też nie wyobrażam sobie słodzić książce, która jest zła, tylko dlatego, że jest to egzemplarz recenzencki. Co prawda, skończyłam przez to kilka współprac, ale mam to gdzieś. W zasadzie w każdej opinii piszę, co w książce mi się nie podobało, także nie ufam blogerom, którzy chwalą wszystkie książki. Po tę serię miałam sięgnąć, ale teraz nie jestem do tego przekonana.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2014 Iskierka czyta , Blogger